Kto spojrzy tylko na wyniki etapu, machnie ręką: miał być w Rzeszowie sprinterski finisz, i był. Wygrał Thor Hushovd, też żadna sensacja, w końcu z tych którzy przyjechali na Tour de Pologne, Norweg jest jednym z najlepszych łowców etapowych zwycięstw.
W klasyfikacji generalnej niewiele się zmieniło, Rafał Majka nadal jest liderem.
Ich czterech
A jednak z trzech etapów tegorocznego Touru właśnie ten najmocniej trzymał w napięciu. Bardziej niż wielkie wspinaczki w Dolomitach, od których się wyścig zaczął.
Zapracowało na to ich czterech: Bartłomiej Matysiak z CCC, Ricardo Mestre z Euskaltel, Aleksander Djaczenko z Astany i Mirko Selvaggi z Vacansoleil. Żadnego nie było na koniec w czołówce etapu, w klasyfikacji generalnej też są daleko, zostały im tylko wysokie miejsca wśród najaktywniejszych.
Z Krakowa do Rzeszowa było do przejechania prawie 250 km, licząc od ostrego startu w Wieliczce - 226. Po trasie niby z podjazdami, z górską premią, ale w porównaniu z włoskimi etapami płaskiej jak stół. Już nie w upale, a pod chmurami i przez dłuższą chwilę w ulewie. Na początku etapu sypnęło kraksami.