Co się stało w ostatniej akcji?
Odczucia były takie same na boisku jak i na trybunach. Na początku euforia, potem szybciutkie sprowadzenie na ziemię. Kiedy emocje opadły, obejrzeliśmy jeszcze raz powtórkę tej sytuacji i to jednak sędzia miał rację. Nie miał jej natomiast w sytuacji z Waldkiem Sobotą, kiedy należał nam się rzut karny, a rywalowi czerwona kartka. Arbiter się pomylił, dopatrzył się spalonego. Żal, że taka szansa została nam zabrana. Nie chcę powiedzieć, że ta sytuacja miała główny wpływ na to spotkanie, ale niewątpliwie mogła być kluczowa.
Przed meczem mówił pan, że kluczem będzie skuteczność. Znowu jej zabrakło.
To jest poziom międzynarodowy, nie wszyscy są przyzwyczajeni do gry przy tak dużej publiczności, pod taką presją. Nie można liczyć na to, że stworzymy sobie dziesięć okazji do strzelenia gola i wykorzystamy dwie. Powinno być, jak w spotkaniu towarzyskim z Danią, kiedy mieliśmy cztery okazje na zdobycie bramki i wykorzystaliśmy z nich trzy. Na dziś to największy problem reprezentacji, nikt nie da mundialu drużynie, która potrafi głównie remisować. Ale gdzieś z tyłu głowy siedzi przekonanie, że zabrakło rzeczywiście niewiele, że wypuściliśmy z rąk coś, na co ciężko sobie zapracowaliśmy.