Z dwunastu rozegranych w tym sezonie wyścigów Vettel wygrał dokładnie połowę. Na Monzy odniósł 32. zwycięstwo w karierze i teraz ma na koncie tyle samo triumfów co drugi na mecie Alonso. Hiszpan cieszył się z drugiej lokaty w domowym wyścigu Ferrari, ale o wiele więcej powodów do radości ma jego rywal: pewnie zmierza po czwarty z rzędu tytuł, a Fernando – starszy od niego o sześć lat – ostatni raz wygrał mistrzostwa w 2006 roku. Teraz jest co prawda wiceliderem punktacji, ale traci do Vettela tyle punktów, że Niemiec mógłby spokojnie odpuścić start w dwóch kolejnych Grand Prix. Nawet gdyby Alonso wygrał obie, to i tak traciłby jeszcze trzy punkty do lidera.
– Potrzebujemy szczęścia i pecha u Sebastiana, kilku nieukończonych wyścigów – mówił Hiszpan, który w domowym wyścigu ekipy Ferrari stanął na drugim stopniu podium. Włoscy kibice skandowali jego nazwisko podczas dekoracji, zagłuszając grany zwycięzcy niemiecki hymn. Vettel nic sobie nie robił z zachowania fanatycznych włoskich kibiców, którzy nie omieszkali go wygwizdać. – Słychać różnicę, kiedy nie wygrywa tu kierowca w czerwonym kombinezonie – mówił na podium kierowca Red Bulla. – Na okrążeniu zjazdowym mówiłem przez radio, że im głośniej buczą kibice, tym większy sukces osiągnęliśmy. Nie winię ich za to, oni uwielbiają Ferrari. Spodziewałem się, że mnie wygwiżdżą.
Antypatia ze strony lokalnych kibiców to niewielka cena za komfortową sytuację w mistrzostwach. W przeszłości na superszybkim torze Monza ekipa Red Bull z reguły wypadała gorzej niż rywale, ale w tym roku – zresztą ku zaskoczeniu samej ekipy – tylko Ferrari próbowało nawiązać walkę. – Sądziliśmy, że przyjdzie nam tutaj tylko ograniczyć straty [punktowe do rywali] – mówił zwycięzca. – Jeśli tak to ma wyglądać, to życzę sobie tylko takiego ograniczania strat przez resztę sezonu...
Do końca rywalizacji pozostaje siedem wyścigów, czyli 175 punktów do zdobycia. Vettel powiększył przewagę nad Alonso do 53 punktów, a kolejni dwaj kierowcy w klasyfikacji mistrzostw świata – Lewis Hamilton i Kimi Raikkonen – opuszczają Monzę w minorowych nastrojach. Obaj startowali z odległych pozycji, poza pierwszą dziesiątką, a do tego w wyścigu szybko dopadły ich problemy. Raikkonen już na pierwszym okrążeniu zaliczył kolizję z Sergio Perezem i musiał zjechać po nowe przednie skrzydło, a Hamilton także zaliczył nieplanowany postój – z prawej przedniej opony schodziło powietrze. – To tyle, jeśli chodzi o walkę w mistrzostwach – skomentował kierowca Mercedesa. Pojedynki Hamiltona z rywalami w środku stawki były ozdobą wyścigu, ale jego konto powiększyło się tylko o dwa punkty za dziewiąte miejsce. Raikkonen, przymierzany do zastąpienia Felipe Massy w Ferrari, drugi raz z rzędu nie powiększył swojego dorobku i zamiast myśleć o tytule, musi bronić czwartej pozycji w mistrzostwach przed Markiem Webberem. Australijczyk, który po sezonie kończy swoją przygodę z Formułą 1, po raz pierwszy w karierze ukończył Grand Prix Włoch w pierwszej trójce – uległ co prawda Alonso, ale wygrał taktyczny pojedynek z Massą.
Najlepsi kierowcy świata żegnają się już z Europą, a kolejna odsłona walki o mistrzowskie tytuły odbędzie się za dwa tygodnie, w świetle reflektorów. Nocny wyścig w Singapurze rozpocznie ostatnią fazę sezonu, a w dwóch poprzednich edycjach wygrywał tam Sebastian Vettel. Trzeci triumf na ulicach azjatyckiego miasta jeszcze nie zapewni mu czwartego tytułu, ale tylko wyjątkowo optymistycznie nastawieni kibice Ferrari wierzą w to, że Alonso pozbawi go korony.