Takiej promocji nie miała żadna walka w historii boksu. Richard Schaefer z Golden Boy Promotions powiedział, że wszystkie koszta związane z galą w Las Vegas zamknęły się w sumie 60 mln dolarów. Nieprawdopodobne, ale prawdziwe, tak samo jak gwarantowane honorarium dla Mayweathera, wynoszące 41,5 mln.
– Wszystko było w tym wydarzeniu gigantyczne, nic dziwnego, że pieniądze też – dodał Schaefer, prawa ręka Oscara De La Hoi, który zamiast przy ringu w Las Vegas ostatnie dni spędzał w ośrodku odwykowym, lecząc się z uzależnienia od alkoholu i narkotyków.
Nie tylko oni liczyli, że wygra ich zawodnik, Alvarez, ale rzeczywistość okazała się brutalna. Nie od dziś wiadomo, że Meksykanin zbija sporo kilogramów, by osiągnąć limit kategorii junior średniej, tym bardziej więc musiał mieć kłopoty, gdy uzgodniono, że walka ta odbędzie się w umownym limicie 152 funtów (68,9 kg). Alvarez dał radę na czas się odchudzić, ale gdy wychodził w sobotni wieczór do ringu w MGM Grand, ważył już 16 funtów więcej. I sądząc po tym, co pokazał, jego organizm nie zareagował na te turbulencje najlepiej. „Canelo" był wolniejszy od Mayweathera, brakowało mu też dynamiki, zawodził refleks.
Amerykanin takich problemów nie miał. Jak powie po walce, w sobotę rano ważył zdecydowanie mniej niż w piątek podczas oficjalnego ważenia, które obejrzała rekordowa widownia 12 200 osób. I miał wszystko to, czego zabrakło Alvarezowi. Nic dziwnego, że został zwycięzcą na całej linii, owinął sobie niepokonanego wcześniej Meksykanina wokół palca.
I potwierdził, że dyskusje na temat, kto jest najlepszym pięściarzem świata bez podziału na kategorie wagowe, są zbędne. Od 17 lat nie przegrał walki, wciąż wygrywa pewnie, w mistrzowskim stylu. Tym razem dał lekcję skutecznego, bezpiecznego i wyrafinowanego boksu młodemu wilczkowi z Meksyku, który na pewno nie powiedział w tym fachu ostatniego słowa. Ma dopiero 23 lata i gdy nabierze doświadczenia, sporo jeszcze wygra.