Oczywiście można wybrać inny kanał, ale to nie jest propozycja dla kogoś, kto lubi boks i szanuje dobrych bokserów. Niestety, od wielu lat zamiast nich do naszych domów wciska się sportowa tandeta. Pięściarzy prawdziwych, których tytuły można traktować serio, mamy tylko dwóch – Tomasza Adamka i Krzysztofa Włodarczyka, za nimi jest kilku zarabiających na życie poważną pracą w ringu, a potem już tylko Najmany, Pudziany i pajace jak ten, który ostatnio walczył w Wieliczce (oczywiście podczas gali). O nich niestety jest najgłośniej, oni są widoczni w tabloidach, zgodnie ze starą zasadą, że gorszy pieniądz wypiera lepszy.
Ekspansji zawodowego boksu kosztem amatorskiego nic nie powstrzyma, próby połączenia tych światów (pisał o tym ostatnio w „Rz" Janusz Pindera) są raczej skazane na klęskę, bo profesjonalne sukcesy, miliony zarabiane w ringu zbyt mocno działają na wyobraźnię. Olimpijski boks będzie marginalizowany, gdy upadnie komunizm na Kubie utalentowani chłopcy także tam będą trenowali, by walczyć jak najszybciej w Miami i kasynach Las Vegas. Ten sport w amatorskim wydaniu czeka taki sam los jak wiele innych, które w warunkach wolnorynkowej medialnej gry zostały zepchnięte na margines i liczą się tylko przy okazji igrzysk, gdy każdy medal znaczy tyle samo, w tenisie i strzelaniu do rzutków.
Te sporty po prostu giną, nie ma ich w telewizji, nie ma w gazetach, ale z boksem jest inaczej. Tu oglądalność wymusiła, by pierwszorzędny sportowy spektakl serwowany rzadko wzbogacić ringową wersją disco polo. I co ciekawe w obu dziedzinach, boksie i muzyce, ewolucja jest podobna. Ta muzyka i ten boks to już nie małomiasteczkowy folklor, lecz coraz powszechniej akceptowana norma. Co do disco polo się nie wypowiadam, natomiast pseudoboksu polubić nie sposób bez narzeczonej z tipsami i abonamentu do solarium.
Czy tak musi być? Nie musi, ale pod warunkiem, że telewizja zadba o wyższą jakość, nie zadowoli się tym, że znalazła dwóch osiłków, którzy za parę tysięcy będą się okładać w ringu. Nikt jej w tym nie zastąpi, bo boks się zatomizował, jest wiele organizacji, grup interesów i każdy ciągnie w swoją stronę. Powagę pięściarstwa może uratować tylko odmowa promowania badziewia i hucpy. Jeśli będzie tak jak jest, zabawa ta zamieni się w okołosportowy cyrk.
W Ałmatach kończą się właśnie mistrzostwa świata amatorów, już bez kasków, z nową punktacją. Kto z państwa wie, czy startują tam Polacy, jak wypadli, czy Kuba znów wygrywa? Warto się tym interesować, bo te mistrzostwa na uboczu zachowały jednak swój uniwersalny wymiar, tam mistrz wciąż jest mistrzem, tego tytułu nie zapewni żaden promotor, nie da w prezencie żadna telewizja. W przypadku zawodowców każde złoto wymaga weryfikacji przez jubilera, bo jest duże ryzyko, że trafimy na tombak.