Do końca sezonu pozostają trzy wyścigi, ale kierowca Red Bulla jest już poza zasięgiem rywali. Na dobrą sprawę kolejny tytuł dla Niemca był praktycznie przesądzony już od wakacyjnej przerwy.
Praca inżynierów Red Bulla w połączeniu ze spowodowaną troską o bezpieczeństwo zmianą konstrukcji opon Pirelli pozbawiły konkurentów nadziei na zagrożenie Vettelowi. Już w pierwszej połowie sezonu obrońca tytułu prezentował równe i bardzo szybkie tempo, ale po wakacjach po prostu odleciał rywalom. Wygrana w Indiach to nie tylko jego trzeci triumf na tym torze, ale także szóste zwycięstwo z rzędu.
Mimo obaw o zużycie opon Niemiec nie miał problemów z zapewnieniem sobie na torze koło New Delhi mistrzostwa świata w najlepszym możliwym stylu. Objął prowadzenie po starcie z pole position i szybko zjechał na pierwszy pit stop, pozbywając się kłopotliwego miękkiego ogumienia. Przed startem mógł się obawiać zespołowego partnera Marka Webbera oraz wicelidera punktacji Fernando Alonso, którzy na start wybrali twardsze opony i liczyli na pokonanie Vettela dzięki taktyce.
Jednak już na pierwszym okrążeniu obaj mieli drobne kolizje. Kierowca Ferrari musiał od razu zjechać do boksu na zmianę nosa samochodu, a Webber stracił kontakt ze ścisłą czołówką. I tak nie pokonałby Vettela, a czarę goryczy przelał defekt alternatora w jego samochodzie.
Lider Red Bulla miał na mecie aż pół minuty przewagi nad najbliższym rywalem. Mimo zerowej zdobyczy Webbera austriacki zespół zapewnił sobie także mistrzowski tytuł wśród konstruktorów – również czwarty raz z rzędu.