odnosiło pięciu kierowców: poza Vettelem także Rosberg i Lewis Hamilton z Mercedesa oraz Fernando Alonso z Ferrari i Kimi Raikkonen z Lotusa. Teraz najmłodszy czterokrotny mistrz świata po jedenastym w tym roku i siódmym z rzędu triumfie poluje na kolejne rekordy. Jeśli wygra pozostające do końca sezonu dwa wyścigi w USA i Brazylii, to wyrówna osiągnięcie Michaela Schumachera z 2004 roku, czyli 13 zwycięstw w sezonie. Do tego z dziewięcioma wygranymi z rzędu wyrówna 60-letni rekord Alberto Ascariego, ustanowiony na przełomie sezonów 1952 i 1953. Teoretycznie Włoch też odniósł siedem zwycięstw z rzędu, ale w latach 50. do punktacji zaliczano również amerykański wyścig Indianapolis 500, ignorowany przez regularnych uczestników mistrzostw świata. Część statystyków nie uwzględnia tych zawodów i przypisuje Ascariemu serię dziewięciu triumfów.
Najpierw jednak Vet
tel musi zwyciężyć w USA i Brazylii, ale patrząc na jego ostatnie występy trudno zakładać jakikolwiek inny scenariusz. Rację miał szef sportu Mercedesa Toto Wolff, który już pod koniec września zapowiadał, że mistrz świata może wygrać wszystkie pozostające do końca sezonu wyścigi. Dominuje niczym jego idol z dzieciństwa Michael Schumacher, pozostawiając rywalom wątpliwą przyjemność walki o miano najlepszego z reszty stawki.
W odróżnieniu od Schumachera czy Ayrtona Senny, Vettel po zapewnieniu sobie tytułu n
ie zwalnia tempa i nadal wygrywa wyścigi. „Schumiemu” za czasów dominacji Ferrari zdarzało się odpuszczać w końcówce sezonu, a Senna, mając już mistrzostwo w kieszeni, podarował wygraną w GP Japonii 1991 koledze z McLarena, Gerhardowi Bergerowi – dziękując w ten sposób Austriakowi za współpracę. Wiadomo jednak, że po pierwsze Vettel – wielki miłośnik historii Formuły 1 – chętnie poluje na wszelkiego rodzaju rekordy, a po drugie atmosfera między partnerami z Red Bulla jest od lat tak napięta, że Niemiec prędzej zderzyłby się z Webberem, niż oddał mu zwycięstwo.