Tegoroczny Dakar nie najlepiej zaczął się dla polskich załóg. Już po kilku pierwszych etapach z powodu awarii z rywalizacji musiały wycofać się obie polskie ciężarówki oraz jadący BMW X3 CC Piotr Beaupre. Jednak w przyrodzie istnieje równowaga. Limit pecha został wyczerpany.
- Polska potęgą Rajdu Dakar! - krzyczał po 10. etapie uradowany Krzysztof Hołowczyc. Chociaż w rozmowie z PAP zaznaczył, że nie chce chwalić dnia przed zachodem słońca, jego radości trudno się dziwić. Były rajdowy mistrz Europy i jego pilot Konstantyn Żylcow dojechali do Antofagasty (Chile) na piątym miejscu. Inne polskie załogi poradziły sobie trochę gorzej. Adam Małysz i Rafał Marton zajęli 17. pozycję. Ale musieli zmagać się z awarią systemu namierzającego oraz dwa razy naprawiać uszkodzone opony. 13. był Martin Kaczmarski, 15. Marek Dąbrowski.
Za to w klasyfikacji generalnej Polacy nie mają sobie równych. W pierwszej dziesiątce są wszystkie polskie załogi. Najwyżej sklasyfikowany jest Hołowczyc (6.), który traci do prowadzącego Naniego Romy (Hiszpania) 3:17.31. Tuż za nim znajdują się motocykliści, w tym roku jadący toyotą Hilux - Marek Dąbrowski z pilotem Jackiem Czachorem. Małysz jest 9., Kaczmarski 10.
Równie dobrze radzi sobie polski jedynak w rywalizacji motocyklistów - Jakub Przygoński. Od szóstego etapu jedzie bardzo konsekwentnie. Cały czas zajmuje siódme miejsce w klasyfikacji generalnej. Lecz awans jest w zasięgu ręki. Do lidera Marca Comy (Hiszpania) traci niewiele ponad 15 minut. Dziesiątego dnia rajdu był szósty.
Trzeci w klasyfikacji generalnej quadów jest Rafał Sonik. Chociaż na etapie z Iquique do Antofagasty był dopiero siódmy. Do pierwszego Rosjanina Siergieja Karjakina stracił ponad pół godziny. Wszystko przez uszkodzoną felgę, która sprawiła, że z jednej z opon wciąż uchodziło powietrze. Polak musiał tracić czas na naprawy, które i tak nie przynosiły oczekiwanego skutku.