Przez ostatnie lata kilka razy mieliśmy już takie złudzenia. Po 2007 roku, kiedy niespodziewanie reprezentacja prowadzona przez Bogdana Wentę zdobyła srebrny medal mistrzostw świata, raz na rok odżywała legenda o dzielnych chłopcach. Grali oni ze złamaną ręką i poobijaną twarzą, a Karol Bielecki nie odszedł, choć na boisku stracił oko. Dostał za to nawet list od premiera. Piłkarzy ręcznych stawiano za wzór tym, którzy piłkę kopią.

Legenda zaczęła jednak przegrywać z czasem. Na mistrzostwach świata w Szwecji w 2011 roku drużyna doszła do ściany. Na rozgrzewce Bielecki z Krzysztofem Lijewskim ćwiczyli sami, nie reagując na słowa trenera. Pojawiły się pretensje do Wenty, że lubi grzać się w blasku zwycięstw, a po porażkach pozostawia zawodników sam na sam z przegraną. Trener przetrwał tamtą nawałnicę, odszedł dopiero, gdy nie udało się zakwalifikować na igrzyska w Londynie. Zespół Wenty przez pięć lat od srebrnego medalu na mistrzostwach świata w Niemczech dobre turnieje, w których udawało się awansować do półfinałów, przeplatał bezbarwnymi. Kibice pogodzili się z tym, że złote pokolenie trafia się raz na kilkadziesiąt lat. Podsycali to zresztą sami piłkarze, mówiąc: „Po nas nie będzie nic, bo nikt nie myśli o szkoleniu".

Artur Siódmiak zakończył karierę, w kadrze nie gra też Grzegorz Tkaczyk, Bielecki pojawia się na boisku rzadziej niż kiedyś, Michał Jurecki tak samo. Są nowi, dla tych którzy nie interesują się piłką ręczną na co dzień – anonimowi: Michał Szyba, Piotr Wyszomirski, Jakub Łucak... No i ten trener, który nie rzuca bidonami, nie skacze do gardeł sędziom i do tego krzyczy na naszych: „Schneller!". A już na spokojnie tłumaczy po prostu, że przygotowuje drużynę do mistrzostw Europy, które odbędą się w 2016 roku w Polsce.

Turniej w Danii pokazuje, że oddaliśmy kadrę w ręce fachowca, który nie reaguje na krytykę mediów i kibiców czekających na sukces tu i teraz. Reprezentacja znalazła się w miejscu, w którym była przed 2007 rokiem. Zwycięstwa z Rosją, Białorusią i Szwecją będą miały wpływ na ocenę pracy Bieglera, ale dopiero jeśli w środę wygramy z Chorwacją, ten Niemiec stanie się naprawdę dobrym Niemcem. A wygrać będzie bardzo trudno.