Duma Filipin mniej szalona

Manny Pacquiao znów jest gwiazdą, od kiedy w rewanżu pokonał Timothy Bradleya i odebrał mu pas mistrza świata WBO w kategorii półśredniej.

Publikacja: 14.04.2014 01:46

Manny Pacquiao wraca na szczyt, choć wielu już w to wątpiło

Manny Pacquiao wraca na szczyt, choć wielu już w to wątpiło

Foto: AFP

Sędziowie Craig Metcalfe i Michael Pernick punktowali 116:112, a Glenn Trowbridge 118:110, wszyscy dla Filipińczyka.

Do połowy walki w Las Vegas wydawało się, że Amerykanin broniący mistrzowskiego pasa WBO może wygrać, ale ostatnie rundy należały już do 35-letniego Pacquiao. Bradley noszący przydomek Pustynna Burza przyznał, że rywal był lepszy, a on na początku pojedynku doznał kontuzji łydki (gdy dwa lata temu walczyli po raz pierwszy, skręcił kostki obu nóg).

Dla obu była to bardzo istotna walka. Filipińczyk po pierwszej, kontrowersyjnej porażce z Bradleyem i przegranej przez nokaut z Juanem Manuelem Marquezem skreślany był już z listy tych, którzy mogą odgrywać w boksie pierwszoplanową rolę. Nie zmieniła tego punktowa wygrana z Brandonem Riosem w Makau, bo silny fizycznie, ale jednowymiarowy Rios to jednak niższa liga.

Pacquiao miał przed rewanżem z Bradleyem świadomość, że kolejna porażka może dla niego oznaczać emeryturę, a na pewno dużo niższe honoraria. Za sobotni pojedynek w Las Vegas miał zagwarantowane 20 mln dol. i wpływy z pay per view. Amerykanin dostanie 6 mln dol., choć to on, przystępując do walki, był niepokonanym mistrzem świata.

Bradley twierdził że „Pacman" jest pozbawiony instynktu zabójcy i  już nigdy nie będzie taki jak dawniej. Freddy Roach, trener  Filipińczyka, nie chciał się z tym zgodzić, ale przyznał, że od walki z Antonio Margarito, w której Pacquiao okrutnie porozbijał większego i silniejszego Meksykanina, stał się dla rywali bardziej litościwy.

Fakty to potwierdzają. Ostatnim, którego Manny pokonał przed czasem, był Miguel Angel Cotto, w listopadzie 2009 roku. Od tego czasu „Duma Filipin" nie nokautuje, tylko punktuje.

Być może Pacquiao rzeczywiście już nigdy nie będzie tak dobry jak przed laty, gdy wygrywał z Oscarem De La Hoyą i nokautował Ricky'ego Hattona, ale wciąż znakomicie sobie radzi. Pierwszą walkę z Bradleyem też powinien wygrać, a z Marquezem prowadził, ale popełnił błąd, wpadł na kontrę i został wyliczony.

Od tego czasu Manny jest ostrożniejszy, nie tak szalony w ringu jak wcześniej. Jego boks jest wszechstronniejszy, więcej w nim taktyki, co jest złą informacją dla kolejnych rywali. I jeśli kiedykolwiek dojdzie do piątej walki z Marquezem, to wcale nie należy stawiać na meksykańskiego mistrza kontry, tylko na Filipińczyka, którego atletyczne przygotowanie wciąż budzi podziw.

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem