Pomocnicy uważani za najlepszych na świecie - Xavi i Andres Iniesta, nie byli w stanie opanować sytuacji. Bohater finału Ligi Mistrzów Sergio Ramos przegrywał pojedynki, a szybkością szokująco ustępował Arjenowi Robbenowi.
Najbardziej było żal Ikera Casillasa. Bohater sprzed czterech lat, broniący w końcówce finału mundialu w RPA dwa strzały Robbena, teraz nie tylko był bezradny, ale nawet przyczynił się w znacznym stopniu do porażki. Casillasa rodacy bardzo szanują, więc kiedy stracił miejsce w bramce Realu, wszyscy mu współczuli. Ale miesiące spędzone na ławce wpłynęły na jego formę. Już w finale Ligi Mistrzów popełnił błąd, po którym padła bramka dla Atletico. Teraz błędów było więcej, a koledzy nie byli w stanie odrobić strat. To na pewno najczarniejszy dzień w karierze bramkarza, któremu Hiszpania wiele zawdzięcza.
Czy Vicente del Bosque popełnił błąd stawiając na Casillasa? Trudno powiedzieć. Zaufał mu, wierząc, że podoła zadaniu. Miał prawo tak sądzić. Błędy bramkarza są zazwyczaj najbardziej widoczne, ale trzeba też wziąć pod uwagę postawę jego partnerów w polu, którzy przy szybkich akcjach Holendrów sprawiali wrażenie wmurowanych w ziemię. To jest trudne do wytłumaczenia.
Hiszpanie nie pokazywali swojej tradycyjnej tiki taki, która im przynosiła sukcesy w ostatnich latach.
Holendrzy zagrali fantastycznie. Nikt w pierwszym meczu mundialu nie pokonał w takich rozmiarach aktualnego jeszcze mistrza. Zwycięstwo wicemistrzowie świata zawdzięczają znakomitej organizacji gry w obronie i pomocy oraz dwóm indywidualnościom - Robinowi van Persiemu i Arjenowi Robbenowi. Pierwsza bramka strzelona głową przez van Persiego była piękna, gol Robbena po indywidualnej akcji to też najwyższa klasa światowa.