Selekcjoner kadry Brazylii Luiz Felipe Scolari przed ćwierćfinałowym meczem z Kolumbią (2:1) zapowiadał, że jego piłkarze szykują się nie na mecz, ale na bitwę. Z roli generała trener wywiązał się pierwszorzędnie. Jego zespół rozegrał najlepszy mecz na tegorocznym mundialu i pokazał rywalom, komu należy się miejsce w półfinale.
Ale Brazylia nie świętowała zbyt hucznie sukcesów swojej reprezentacji. Słodki smak zwycięstwa został stłumiony przez gorycz strachu i niedowierzania. Gospodarze do walki z Niemcami o finał przystąpią bez swojego lidera – Neymara.
Skruszony sprawca
Dla brazylijskich kibiców brak tego, który miał prowadzić drużyną narodową do wielkiego triumfu na własnych boiskach, tego, który po tych mistrzostwach miał wpisać się do panteonu wielkich piłkarzy obok Pele czy Romario, to coś więcej niż tragedia. Gdy w 86. minucie spotkania z Kolumbią Neymar zderzył się z pomocnikiem rywali Camilo Juanem Zunigą (a raczej Zuniga wskoczył kolanem na plecy Neymara), rozśpiewani widzowie zgromadzeni na stadionie w Forlatezie zamarli. Piłkarz opuszczał boisko na noszach i niewiele osób potrafiło się cieszyć tym, że Brazylia wygrywa 2:1 i jest krok od półfinału. Liczyło się tylko to, czy 22-latek jeszcze wystąpi w tym turnieju.
Piłkarza Barcelony odwieziono do szpitala. Kibice z całego świata nerwowo odświeżali Twittera, czekali na jakiekolwiek wiadomości. W końcu pojawiła się wyczekiwana informacja. Najgorsza z możliwych – Neymar na tym mundialu już nie zagra.
W internecie błyskawicznie pojawiły się zdjęcia rentgenowskie pokazujące ułamany wyrostek kolczysty trzeciego kręgu lędźwiowego zawodnika. Dla Neymara diagnoza zabrzmiała jak wyrok. Lekarz brazylijskiej kadry Rodrigo Lasmar powiedział, że gdy gracz się dowiedział, iż przez cztery–sześć tygodni będzie odpoczywał od piłki nożnej, zaczął płakać. Chociaż i tak może mówić o dużym szczęściu. Podobno Brazylijczyk zaraz po zderzeniu nie miał czucia w nogach. Gdyby Zuniga trafił kilka centymetrów wyżej lub niżej – Neymar byłby sparaliżowany.