Walkę w tegorocznych czternastu eliminacjach zaczęło ponad tysiąc osób, do Binowa na finał przyjechało 193. Oznacza to frekwencję doskonałą, na razie jeszcze rzadko spotykaną na polskich polach. Na finał światowy w Durbanie poleci szóstka najlepszych w poszczególnych kategoriach handicapowych.
15. krajowy finał World Golfers Championship (i rozgrywany równolegle Diners Club Trophy) w Binowie zapowiada się w tym roku co najmniej okazale. Organizatorzy podjęli spore wyzwanie – prawie dwie setki uczestników to nie jest żywioł łatwy do opanowania. W środę odbyło się losowanie grup, maszyna losująca w osobie pani Marii z biura zawodów i kilku kompetentnych osób bezbłędnie podzieliła stawkę, pierwsza grupa wyjdzie w pole o 7.00 rano, ostatnia o 14.00, uczestnicy zaczynają walkę z pierwszego i dziesiątego dołka, tak, by zdążyć przed zmrokiem.
Namioty sponsorskie stoją, flagi powiewają, flota samochodowa działa, catering też, żaden turniej, także zawodowy, nie powstydziłby się takiej oprawy. – Jeszcze na dobre nie zaczęliśmy, ale już odbieram pochwały od grających, a także od tych, dzięki którym to wydarzenie może mieć miejsce – mówi dyrektor Binowo Park Golf Club Sławomir Piński.
Środa była dniem treningowym, z szansy poznania 18 dołków pola w Binowie skorzystali niemal wszyscy i wszystkie (do turnieju zgłosiła się dziewiątka pań). Co będzie dalej – z pewnością emocje w nadmiarze (amatorzy nie skrywają ich tak jak zawodowcy), radość tylko dla wybranych, ale nadzieja na sukces do ostatniej, czyli trzeciej rundy.
W kategorii Celebrities do turnieju zgłosiło się dziewięć osób. Od razu trzeba dodać – wszyscy mają stosowne umiejętności, handicap od 4,6 do 26,3, czyli zupełnie dobrze. Są to: Mariusz Czerkawski, Robert Rozmus, Mateusz Kusznierewicz, Mikołaj Grabowski, Krzysztof Materna, Tadeusz Drozda, Michał Ligocki, Mateusz Ligocki i Piotr Gąsowski. Ich start też wywołuje spore emocje. Kilku trenowało w środę, obiecywali niemało.