Olgierd Kwiatkowski: 25 lat temu Joachim Halupczok zdobył w Chambery mistrzostwo świata amatorów. Był pan wtedy jego trenerem, w niedzielę – jako prezes Polskiego Związku Kolarskiego – oglądał pan z bliska zwycięstwo Michała Kwiatkowskiego. Jakby pan porównał oba wyczyny?
Wacław Skarul, prezes Polskie Związku Kolarskiego:
Pamiętam doskonale ten finisz nieżyjącego już Achima i to jak się popłakałem za metą. W niedzielę patrzyłem, jak za metą płacze nasz obecny trener Piotr Wadecki, jak wzruszony był Michał. Wtedy był to dla nas wielki sukces, ale jednak to, czego w Hiszpanii dokonał Michał jest jednym z największych sukcesów polskiego kolarstwa, uważam, że większym nawet od dokonania Joachima, czy Ryszarda Szurkowskiego. Dziś kolarstwo jest jedno, wtedy było podzielone na amatorów i zawodowców. Michał jest najlepszy na świecie, bez żadnych ale...
Kwiatkowski ma dopiero 24 lata, jest jednym z najmłodszych mistrzów na świecie. Wiadomo było, że stać go na wielki sukces, czy nie jest jednak pan zaskoczony tym, że nadszedł on tak wcześnie?
Należało się tego spodziewać. W poprzednim sezonie pokazał dobrą formę, udowodnił, że potrafi jechać dobrze w klasykach. W tym roku – wiosną – swoją formę potwierdził. W Ponferradzie wszystko zagrało, ale tak musi być, żeby wygrać mistrzostwa świata. Po pierwsze, mieliśmy lidera, kapitana, a na mistrzostwach zawsze jedzie się na jednego zawodnika. Po drugie, doszła do tego wspaniała drużyna, ci zawodnicy, którzy bez szemrania pracowali na mistrzostwo Michała. Zostawili serce na hiszpańskiej szosie. Po trzecie, trenerom udało się stworzyć niepowtarzalną atmosferę. I nie chodzi tylko o ekipę szosowców. Na ten sukces złożył się nastrój, który wytworzyła cała 50-osbowa drużyna na mistrzostwa. Aż miło było patrzeć na to, jak wszyscy się traktujemy. Byliśmy jedną wielką rodziną.