Autor miał 16 lat, kiedy wybuchło powstanie, walczył w obronie Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, gdzie pracował jako rysownik litograficzny. Grał ?w piłkę i oglądał zakazane przez Niemców mecze. Polska była jedynym okupowanym krajem, ?w którym rozwiązano wszystkie kluby, związki sportowe i zabroniono gry w piłkę pod groźbą kary śmierci. Polacy wystawiali więc czujki w okolicach boisk i grali. Konspiracyjny Warszawski Okręgowy Związek Piłki Nożnej organizował mistrzostwa stolicy. Ciuchcie ?do Piaseczna i Karczewa, czyli nieistniejące już kolejki wąskotorowe, przewoziły w tamtą stronę zawodników, bezpieczniejszych na podwarszawskich boiskach niż na Podskarbińskiej, a z powrotem prowiant dla głodującego miasta. Do nas wielokrotnie przyjeżdżali piłkarze z Krakowa, a gdy w czerwcu 1944 roku pod Wawel udali się warszawiacy, witało ich na stadionie Garbarni 15 tysięcy widzów. Mimo że to wszystko było zakazane, wiązało się z ryzykiem aresztowania i zesłania.

Juliusz Kulesza, autor kilku książek i ilustrator kultowej, wydanej w roku 1957 książki Stanisława Mielecha „Gole, faule i ofsajdy", przypomniał i udokumentował historię okupacyjnych rozgrywek, tak jak nikt wcześniej tego nie zrobił. Odszedł od zwyczajowego przy podobnych okazjach kombatanckiego patosu, przedstawił bohaterów jako normalnych ludzi, rozmaicie się zachowujących w machinie historii. Czyta się to znakomicie, z szacunkiem dla pokolenia naszych ojców i dziadków. To odróżnia książkę Kuleszy od wielu pompatycznych i jednowymiarowych wspomnień.

Ale jest tam też coś wyjątkowego. Autor wykorzystał pamiętnik nastoletniej dziewczyny, która chodziła na okupacyjne mecze na Żoliborzu i opisywała je, wyraźnie zafascynowana urodą niektórych zawodników. Zwracała uwagę na to, jak są ubrani, jakie mają fryzury, jak się poruszają, jak zachowują się ludzie na trybunach, jaka była pogoda, czyli na to, co normalnemu kibicowi jest raczej obojętne. Dzięki temu powstał obraz rozgrywek z „ludzką twarzą". Nie wiadomo, kim była ta dziewczyna. Nie poznaliśmy jej imienia i nazwiska. Może brała udział w powstaniu i była „sanitariuszką Małgorzatką", może nie. Nie wiemy, czy przeżyła wojnę.

Ten pamiętnik, do którego przez kilkadziesiąt lat nikt nie zaglądał, trafił kiedyś w ręce generała Stanisława Nałęcz-Komornickiego, kanclerza kapituły Orderu Virtuti Militari, towarzysza broni Juliusza Kuleszy ze Starówki. Obiecał, że kiedyś mu ten dokument przekaże, ale to nie była pilna sprawa. Generał zrobił to dopiero w marcu 2010 roku. Miesiąc później zginął w katastrofie pod Smoleńskiem.