W 1984 roku Bulls byli w Chicago jedną z kilku drużyn grających w zawodowych ligach. Fani hokeja mieli Blackhawks, futbolu amerykańskiego Bears, a baseballu – Cubs i White Sox. Bulls byli na szarym końcu tej listy. Kiedy jeden z pracowników klubu, próbując się wykręcić od mandatu, zaoferował stróżowi prawa bilety na mecze, tylko go rozgniewał: – Nienawidzę koszykówki. Nie ma pan biletów na hokej? – odparł policjant.
Michael Jordan, młody koszykarz Uniwersytetu Północnej Karoliny, zapowiadał się znakomicie. Poza talentem wyróżniała go ambicja, a ponadto bardzo szybko się uczył („Chłonął wszystko jak gąbka" – powiedział grający z nim na uniwersytecie James Worthy). Niemniej w drafcie dostał dopiero trzeci numer, a więc dwóch zawodników oceniono jako lepszych. Przed Chicago wybierały kluby z Houston i Portland, które postawiły, zgodnie z logiką, na rozstawionych wyżej Hakeema Olajuwona (okazał się znakomitym zawodnikiem) i Sama Bowiego (uznawanego za największą pomyłkę w historii draftu: niesprawiedliwie, bo jego karierę zniweczyły kontuzje).