W 2008 roku w Rosji powstała Kontynentalna Hokejowa Liga (KHL). Miała ona być konkurencją sportową, organizacyjną i finansową dla amerykańsko-kanadyjskiej NHL. Plan udało się wykonać z nawiązką. Paneuropejska liga pod rosyjską egidą przyciągała nie tylko rosyjskich graczy (np. Ilię Kowalczuka czy Aleksandra Radulowa), którzy przed laty wyemigrowali za ocean, ale również zagranicznych zawodników.
Ale w minionym tygodniu w hokejowym eldorado zaczęło kończyć się złoto. Po nałożeniu przez kraje zachodnie sankcji na Rosję, rubel gwałtownie zaczął tracić wartość. W porównaniu z czerwcem jego cena spadła aż o 82 procent.
To fatalna wiadomość dla zawodników z Europy czy Ameryki Północnej, którzy swoje pensje otrzymują w rosyjskiej walucie.
- Właśnie dzieje się to, co najgorsze. Są rzeczy, których nie da się przewidzieć podpisując kontrakt - stwierdził kanadyjski bramkarz Lokomotiwu Jarosław, Curtis Sanford. Natomiast Fin Ilari Melart, który w Jugrze Chanty-Mansyjsk od trzech miesięcy otrzymuje ułamek wypłaty, powiedział, że nie będzie jeździł na Syberię charytatywnie.
Mimo kłopotów władze KHL zapewniają, że rozgrywkom nie grozi zawieszenie czy likwidacja. Szef ligi Dmitrij Czernyszenko mówi, że sytuacja finansowa jest stabilna i sezon 2014/2015 zostanie dokończony zgodnie z planem. Zasugerował jednak, że kluby, które nie będą umiały zapewnić sobie wystarczających środków na funkcjonowanie, mogą zostać usunięte z KHL.