Rz: Czuje się pani Polką czy Chinką?
Li Qian: Polką! Mam tylko polskie obywatelstwo, bo w Chinach nie można mieć dwóch. Nie miałam problemów z decyzją: chciałam grać i wygrywać, a tutaj były większe szanse na karierę. Wszystko zaczęło się dziesięć lat temu. Zbigniew Nęcek, trener drużyny w Tarnobrzegu, miał znajomych w Chinach, którzy szukali mu zawodniczki. Trenowałam wtedy w reprezentacji i zapytano mnie, czy chcę jechać do Polski. Ciekawiło mnie to, bo nigdy wcześniej nie byłam za granicą. Chciałam spróbować i przyjechałam na dwa miesiące.
Miała pani wtedy 15 lat. Był szok kulturowy i kulinarny?
Z niczym nie miałam problemów, lubię nowe rzeczy. Nie jestem typową Chinką. U was spodobały mi się pierogi z owocami i ruskie, bo u nas takich nie ma. Zaskoczył mnie też chleb, który w Chinach jest miękki i na słodko, a tutaj suchy i twardy jak kamień, że można nim – bum, bum – stukać o ścianę. Najbardziej zdziwiło mnie to, że jest tak mało ludzi! Ale przede wszystkim podobała mi się atmosfera w drużynie. Gdyby coś mnie wkurzało, nie zostałabym.
Nie było żadnych problemów?