To nie jest spokojny czas: były kapitan reprezentacji Jakub Błaszczykowski po blisko dekadzie być może opuści Dortmund. Jednak zamiast wzruszających pożegnań musiał w pośpiechu, zanim zatrzaśnięte zostanie okno transferowe, załatwiać ostatnie formalności.
Błaszczykowski był zawodnikiem Borussii od 2007 roku, spędził w klubie więcej czasu niż Juergen Klopp. Z Wisły Kraków sprowadzał go na Westfalenstadion jeszcze poprzednik charyzmatycznego trenera – Thomas Doll. Jedynym zawodnikiem z kadry Borussii z większym stażem w Dortmundzie jest bramkarz Roman Weidenfeller. Wczoraj po południu wszystko wskazywało na to, że Błaszczykowski zostanie wypożyczony z opcją kupna do włoskiej Fiorentiny – czyli rywala Lecha w fazie grupowej Ligi Europejskiej, szóstej drużyny poprzedniego sezonu Serie A. Okno we Włoszech zamykało się o północy.
Zdrowy kręgosłup
To dobra wiadomość dla Adama Nawałki, bo Błaszczykowski w tym sezonie nie rozegrał żadnego meczu w barwach BVB. Mówi się, że nie pasuje do koncepcji nowego szkoleniowca Dortmundu Thomasa Tuchela, ale należy również pamiętać o kolejnych kontuzjach skrzydłowego.
30-letni Błaszczykowski w trakcie okresu przygotowawczego odniósł dwie kontuzje i tak naprawdę wciąż jeszcze dochodzi do formy. Nawałka rozsyłał jednak powołania dla zawodników grających na co dzień za granicą dwa tygodnie temu i miał prawo liczyć na to, że jeden z jego najważniejszych piłkarzy zdąży zaistnieć w klubie. Przeliczył się.
We Florencji (jeśli tam ostatecznie trafi) Błaszczykowski będzie miał znacznie większe szanse na regularną grę. Portugalski trener Paulo Sousa w dotychczasowych meczach wystawiał trzech obrońców i jeśli trwałby przy tym postanowieniu, Błaszczykowski zamiast klasycznym skrzydłowym musiałby we Włoszech zostać pomocnikiem biegającym od jednego pola karnego do drugiego. Wydolnością wychowanek KS Częstochowa imponował zawsze, pytanie tylko, czy 30-letni organizm po ciężkich urazach się nie zbuntuje.