Po pierwsze: w ciągu kilkunastu lat pracy w klubach nie przekonał mnie do swojego trenerskiego talentu. Wolałem go jako piłkarza. Po drugie i trzecie: nie mam zaufania i szacunku dla trenera, który odmówił podpisania oświadczenia antykorupcyjnego oraz dwukrotnie w trakcie sezonu zmieniał klub tylko dlatego, że inny zaproponował mu lepsze warunki. Coś bym dodał o etyce zawodowej, ale w polskiej piłce jest to pojęcie względne. Odeszło chyba wraz z przejściem na emeryturę Andrzeja Strejlaua, Andrzeja Zamilskiego i Oresta Lenczyka (mam nadzieję, że on jeszcze wróci).
Podbeskidzie jest jednym z tych klubów, w których wiele do powiedzenia mają dawni piłkarze. Nie ma chyba żadnych prawidłowości, czy to dla drużyn dobrze czy źle. W Podbeskidziu Wojciech Borecki nie potrafi zarządzać, a w Jagiellonii Cezary Kulesza potrafi. W Lechii rządzą agenci piłkarzy i nic dobrego z tego nie wynika. Mieli dobrego trenera Jerzego Brzęczka, to zatrudnili niemieckiego, który przez ponad dwa lata nigdzie nie pracował, a im się wydaje, że jak się nazywa Thomas von Heesen i grał w Bundeslidze, to wystarczy.
Podobne myślenie zaprezentowali właściciele Legii, zatrudniając Henninga Berga. Nazwiska nie trenują, podobnie jak nazwiska nie grają.
Oczywiście nie ma reguł. Radoslav Latal, bądź co bądź wicemistrz Europy z reprezentacją Czech, radzi sobie w Piaście znakomicie. Mimo że połowa drużyny to piłkarze, którzy przyszli do Gliwic latem, Piast gra skutecznie i zastanawiam się, jak długo to potrwa, bo nie mogę uwierzyć, że utrzyma pozycję lidera do mety.
To, co się dzieje w klubie z Gliwic, daje jednak do myślenia. Niewysoki budżet (nie można było zatrzymać króla strzelców Kamila Wilczka), średnio znani piłkarze, ani jednego reprezentanta Polski, a gra bardzo dobra. Gwoli przypomnienia: Latala przyjmował do pracy były dyrektor generalny Piasta Zdzisław Kręcina. On się na futbolowym fachu zna.