Pierre-Emerick Aubameyang zaliczył debiut w Premier League, o jakim marzy każdy piłkarz. Już widać, że problemy z nim będą mieli nie tylko rywale, ale i sędziowie. Jest tak szybki, że ocena, czy znajdował się na spalonym, będzie dla nich nie lada wyzwaniem.
W sobotnim meczu z Evertonem (5:1) błędu się nie ustrzegli, gola uznali, a snajper z Gabonu pokazał, że nie rzuca słów na wiatr i może wejść w buty Thierry'ego Henry'ego. Nie tylko dlatego, że jak jego wielki poprzednik gra z numerem 14 na koszulce. Kibice Arsenalu już go uwielbiają, dali temu wyraz, kiedy wyjeżdżał ze stadionu swoim ferrari, otaczając jego auto, robiąc mu zdjęcia i skandując jego nazwisko.
Radości nie krył też Arsene Wenger. – Po tym, co zobaczyłem, mogę powiedzieć, że kupiliśmy go za okazyjną cenę (64 mln euro – przyp. red.) – cieszył się Francuz, zaznaczając, że jego nowy gwiazdor nie jest jeszcze w pełni formy.
Aklimatyzacja Aubameyanga w Londynie przebiega błyskawicznie również ze względu na to, że pod swoim bokiem ma Henricha Mchitarjana. Znają się doskonale z Borussii Dortmund, przeprowadzili niejedną akcję zakończoną bramką, to właśnie Ormianin podawał w sobotę do Aubameyanga przy trafieniu na 4:0. W sumie zaliczył trzy asysty i został głównym bohaterem meczu obok zdobywcy hat tricka Aarona Ramseya. – Henrich bardzo szybko zrozumiał naszą filozofię. Wydaje się, jakby grał u nas od zawsze, a przecież był to dopiero jego drugi ligowy występ w Arsenalu – mówi Wenger.
Mchitarjan z bólem żegnał się z kolegami z Manchesteru United, ale zmiana otoczenia wyraźnie mu służy. Zadowolony może być także Alexis Sanchez, który przemierzył drogę w drugą stronę. W sobotę zdobył pierwszego gola dla Czerwonych Diabłów – dobił własny strzał z rzutu karnego w spotkaniu z Huddersfield (2:0).