Projekt budżetu hiszpańskiego rządu na 2019 rok zakłada podwyżki podatków o dwa procent dla osób zarabiających ponad 130 tys. euro rocznie i o cztery dla tych, których pensje przekraczają 300 tys.
Proponowane zmiany dotkną więc większość piłkarzy i trenerów. A koszty spadną na pracodawców, bo kontrakty w Hiszpanii są negocjowane zwykle po opodatkowaniu. Prezes ligi Javier Tebas twierdzi, że kasy 20 klubów zostaną w sumie uszczuplone o 80 mln. Ostrzega też, że konsekwencją będzie odejście największych gwiazd, na których konta wpływa rocznie po kilkanaście milionów.
Ronaldo mówi "dość"
Podatki dochodowe dla najbogatszych są obliczane w Hiszpanii z uwzględnieniem stałej maksymalnej stawki 22,5 proc. oraz stawki zmiennej ustalonej przez poszczególne regiony - w przypadku Katalonii jest to 25,5 proc., w Kastylii - 21 proc. I tak Leo Messi, najlepiej zarabiający gracz La Liga, oddaje dziś fiskusowi 48 proc. swojej pensji, Gareth Bale znajdujący się na czele listy płac Realu - 43,5 proc.
A jeszcze nie tak dawno Hiszpania była jednym z najbardziej przyjaznych miejsc dla piłkarzy. Zwłaszcza dla tych z zagranicy. W 2005 roku wprowadzono tzw. prawo Beckhama, czyli rozwiązania podatkowe, mające spowodować napływ na Półwysep Iberyjski wysoko wykwalifikowanych specjalistów z obcych krajów, m.in. badaczy, naukowców i menedżerów. Przez pierwsze pięć lat pobytu osoby zarabiające powyżej 600 tys. euro rocznie mogły korzystać z 20-procentowej ulgi. Celem było napędzenie gospodarki, ale przepisy przysłużyły się głównie gwiazdom futbolu (pierwszym był właśnie David Beckham, stąd nazwa) i w 2010 roku budzące duże emocje wśród zwykłych obywateli prawo zniesiono.
Ronaldo długo cierpliwie dzielił się swoją pensją z hiszpańskim urzędem skarbowym. Ale kiedy prokuratura oskarżyła go o zatajenie 15 mln euro dochodów z tytułu praw do wizerunku w rajach podatkowych (przystał na karę dwóch lat w zawieszeniu i blisko 19 mln grzywny), nie wytrzymał, spakował walizki i wyjechał do Włoch, gdzie może korzystać z podobnych ulg, jakie niegdyś oferowała Hiszpania. Chętnych na grę w Barcelonie czy Realu nigdy nie zabraknie, ale gwiazdy pokroju Cristiano i Messiego pewnie zastanowią się dwa razy, zanim złożą podpis pod umową.