Mecz w Warszawie mógł zadecydować o tytule już w ten weekend. Gdyby Legia wygrała, a w niedzielę punkty stracił Lech, warszawianie mogliby świętować. Tak się nie stało. Piast wygrał z Legią trzy ostatnie mecze. Pokonał ją dwukrotnie w stolicy: w marcu i przed rokiem, również w rundzie dodatkowej. Tym razem też był bliski zwycięstwa, chociaż byłoby ono niesprawiedliwe.
Piast bronił się, licząc na kontry, Legia próbowała atakować. To paradoks, bo chociaż jednym i drugim plany się nie powiodły, mecz był dość emocjonujący. Sprawiły to wydarzenia, jakie rozegrały się między 53. a 59. minutą.
Najpierw obrońca Piasta Bartosz Rymaniak otrzymał dwie kartki w ciągu trzech minut i musiał opuścić boisko. Kiedy wydawało się, że dla Legii otworzyło się niebo, trzy minuty później Paweł Wszołek sfaulował w niegroźnej sytuacji Sebastiana Milewskiego, a Jorge Felix z rzutu karnego dał Piastowi prowadzenie.
O Legii dobrze świadczy fakt, że potrafiła się pozbierać. Trener Vuković dokonał zmian personalnych i w ustawieniu, dzięki czemu legioniści już niemal nie schodzili z połowy gości i dopięli swego w ostatnich minutach, po akcji dwóch dziewiętnastolatków. Michał Karbownik podawał, a Maciej Rosołek strzelił bramkę głową.
Dla Piasta remis jest dobrym wynikiem. Zdobyć punkt w stolicy, nie oddając strzału na bramkę z akcji i grając przez pół godziny w osłabieniu, to sztuka. Legia też nie powinna narzekać: utrzymała przewagę nad Piastem. Tylko cud mógłby odebrać jej tytuł.