Niemal dokładnie rok temu Haaland zadebiutował w Borussii. Zmienił Łukasza Piszczka, w zaledwie 20 minut strzelił trzy gole Augsburgowi i poprowadził drużynę do zwycięstwa. Po 25 meczach w Bundeslidze ma już 25 bramek.
Przed świętami po raz pierwszy został uznany za najlepszego piłkarza Norwegii, kilka tygodni wcześniej odebrał nagrodę Golden Boy przyznawaną wyróżniającemu się zawodnikowi z Europy, który nie przekroczył 21 lat. „Jest silny jak niedźwiedź i szybki jak koń" – pisano.
Dziś to od niego zaczyna się ustalanie składu, a gdy jest kontuzjowany, Dortmund wpada w tarapaty. Tak było w grudniu, kiedy leczył naderwany mięsień, a Borussia wygrała tylko jedno z czterech spotkań. W sobotę znów dał koncert w Lipsku. Strzelił tam dwa gole pod koniec ubiegłego sezonu, strzelił dwa także w sobotę, a akcja, w której z łatwością minął kilku rywali, podał na skrzydło, pobiegł w pole karne, poczekał na dośrodkowanie i trafił głową na 2:0, była ozdobą meczu.
– Znów nas ukarał, bo zostawiliśmy mu zbyt dużo wolnego miejsca. To, co on robi, jest naprawdę niezwykłe, ma niewiarygodne statystyki, jest wyjątkowym napastnikiem, dlatego też byliśmy nim zainteresowani. Wybrał Dortmund, ale dzięki niemu zyskuje cała liga – przyznaje trener RB Lipsk Julian Nagelsmann.
Zespół sponsorowany przez Red Bulla stracił szansę na zepchnięcie z pozycji lidera Bayernu, który w piątek przegrał w Moenchengladbach 2:3 (bramka Roberta Lewandowskiego z rzutu karnego). Borussia pod wodzą nowego trenera Edina Terzicia odniosła najbardziej efektowne zwycięstwo i wróciła do wyścigu o tytuł.