Reklama

Po meczu Polska - Słowacja: Niesmak pozostał

Paulo Sousa sprzedał nam opowieść o reprezentacji jak ze snu. Niestety, znowu okazało się, że choć mamy piłkarzy, to nie umiemy zbudować z nich drużyny.

Aktualizacja: 16.06.2021 06:19 Publikacja: 15.06.2021 18:49

Grzegorz Krychowiak dzień po meczu ze Słowacją powiedział: – Nie oczekuję od nikogo, że będzie w nas

Grzegorz Krychowiak dzień po meczu ze Słowacją powiedział: – Nie oczekuję od nikogo, że będzie w nas wierzył. Najważniejsze, żeby wierzył zespół.

Foto: PAP, Marcin Gadomski

Polacy piąty raz w ciągu 20 lat zaczęli wielki turniej od porażki, ale żałoby narodowej nie ma. Euro 2020 wypatrywaliśmy z życzliwym spokojem, bo mecze reprezentacji kibiców ostatnio nie rozgrzewały.

Robert Lewandowski może jest najlepszym napastnikiem świata, Piotr Zieliński rozdaje karty w Napoli, a Wojciech Szczęsny gra w Juventusie Turyn. Niewykluczone, że mamy dziś w polskiej piłce najbardziej utalentowane pokolenie od dekad, złożone z obywateli świata. Jednak piłkarze ci w koszulkach z orzełkiem na piersi regularnie zawodzą.

Sousa przy powołaniach mógł z czystym sumieniem niemal pominąć polską ligę. Czerpie ze źródeł znacznie obfitszych niż Jerzy Engel, Paweł Janas czy Leo Beenhakker, a jednak finał może być taki sam.

Kiedy przychodzi do grania na poważnie, obijają nas rywale z Korei, Ekwadoru, Senegalu i Słowacji. Tylko wygrana z Irlandczykami (Euro 2016) jest tu wyjątkiem i remis z Grecją na polskim Euro 2012.

Demony wróciły

– Rozmawiałem po meczu z Kamilem Glikiem i powiedziałem mu, że demony wróciły. Czuliśmy się tak samo, jak trzy lata temu na mundialu w Rosji, kiedy na inaugurację przegraliśmy z Senegalem i potem wszystko się posypało – powiedział po meczu Maciej Rybus.

Reklama
Reklama

Nawałka kilka lat temu sprawił, że reprezentacja stała się zieloną wyspą, błyszcząc na tle dysfunkcyjnych klubów i prowincjonalnej ligi. Teraz drużyna narodowa na nowo wtopiła się w krajowe dekoracje.

Nie obiecywaliśmy sobie po tym Euro nic, choć jednak może trochę. Sousa zapowiadał przecież drużynę ofensywną, zrelaksowaną przy piłce, nowoczesną – taką reprezentację Polski, jakiej jeszcze nigdy nie widzieliśmy. Jednak słowami nie buduje się fundamentów, a ambitne projekty wymagają czasu, więc pierwszy mecz mistrzostw Europy zakończył się klapą.

Karmiliśmy się ułudą, że tydzień między spotkaniami z Islandczykami i Słowakami może coś zmienić. Grzegorz Krychowiak zapewniał, że drużyna przygotowuje się na turniej, a nie mecze towarzyskie i poniedziałek w Sankt Petersburgu będzie inny niż wszystkie. Znów obejrzeliśmy jednak półprodukt.

Sousa podobno zrobił wszystko jak należy: ostrzegł zawodników przed Milanem Skriniarem, uczulał na konieczność pressingu, kazał pomocnikom funkcjonować bliżej Roberta Lewandowskiego. – Nasza analiza Słowaków była trafna. Niestety, nie udało się tego za bardzo przenieść na boisko – wyjaśniał selekcjoner podczas konferencji prasowej.

Rozczarowali liderzy. Lewandowski był zdumiewająco bezradny, na co zwracali uwagę także zagraniczni dziennikarze. Gwiazdor Bayernu w jedenastu ostatnich meczach na wielkich turniejach do siatki trafił tylko raz. Grzegorz Krychowiak dostał czerwoną kartkę. Wojciech Szczęsny w pięciu spotkaniach mistrzostw świata i Europy obronił jeden strzał.

Gwiazdy klubów, liderzy eliminacji znów nie umieli dźwignąć drużyny przy okazji najważniejszych wyzwań, a czas im ucieka. To jeden z ostatnich wielkich turniejów, podczas którego ta drużyna przyjaciół – jak zdefiniował ją Szczęsny – mogła dać radość Polakom.

Reklama
Reklama

Kibiców ubywa

To nie jest jeszcze moment na pytania o przyszłość Sousy, ale na pierwsze recenzje – już tak. Portugalczyk jest w wygodnej sytuacji, bo skoro przebudowuje drużynę w trybie błyskawicznym, to każdy sukces może zapisać na swoje konto, a niepowodzenie wrzucić do ogródka poprzednika. Takie stawianie sprawy nie jest jednak uczciwe.

Sousa jest w swoich decyzjach pryncypialny. Porażka ze Słowacją to nie tylko rachunek za niemoc liderów, ale także konsekwentne – a brzydszym bratem konsekwencji jest upór – dostrajanie piłkarzy do taktyki, a nie taktyki do piłkarzy. Idealizm, zwłaszcza w piłce reprezentacyjnej, rzadko wygrywa z pragmatyzmem.

Mecz Polska–Słowacja obejrzało w TVP 7,56 mln widzów. Trzy lata temu, kiedy w podobnych warunkach – popołudniem, w środku tygodnia – zaczynaliśmy rosyjski mundial od spotkania z Senegalem, telewidzów było ponad 11 milionów. Pierwszy występ na Euro 2016, gdzie kadra także jechała bez ciężaru oczekiwań, to 12-milionowa widownia.

Kibic piłkarski to dziś gatunek, który się kurczy, więc wymaga specjalnej troski. Podróż do Sankt Petersburga i tak wybrało jednak kilka tysięcy desperatów. Ci, którzy pokonali w drodze za reprezentacją ponad tysiąc kilometrów, nie doczekali się nawet podziękowań. Piłkarze podwinęli ogony i po meczu podreptali do szatni. Niesmak pozostał, ale Euro trwa.

– Wiadomo, że we wszystkim, co powiecie, będziecie mieli rację. Nie przyszedłem tu, żeby opowiadać o pozytywach. Nie chcę wychodzić na klauna – powiedział dzień po meczu przytomnie Grzegorz Krychowiak, który z Hiszpanią nie zagra z powodu czerwonej kartki. Wyglądał jak człowiek, który dostał od życia solidną lekcję. – Nie oczekuję od nikogo, że będzie w nas wierzył. Najważniejsze, żeby wierzył zespół.

I tego się trzymajmy, przynajmniej do soboty.

Piłka nożna
Mundial na horyzoncie. Piłkarze reprezentacji Polski nie chcą utknąć na ławce rezerwowych
Piłka nożna
Trzech Polaków w Porto? 17-letni talent z Jagiellonii może pobić rekord Ekstraklasy
Piłka nożna
Harry Kane osobowością roku. Rekord Roberta Lewandowskiego zagrożony
Piłka nożna
Łukasz Tomczyk. Nowy trener Rakowa jak atrakcyjna sąsiadka
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Piłka nożna
Robert zszedł z pomnika. Recenzja książki „Lewandowski. Prawdziwy”
Materiał Promocyjny
Podpis elektroniczny w aplikacji mObywatel – cyfrowe narzędzie, które ułatwia życie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama