Chyba pierwszy, bo po nim zaczęliśmy grać inaczej. Kiedyś strzeliłem trzy bramki w Bundeslidze, w meczu z Kaiserslautern, ale ten hat-trick jest efektowniejszy, bo zdobyty szybciej. Tata siedział na trybunach, dobrze się przed nim zaprezentowałem. Kazachstanowi tylko pan z Polaków potrafił strzelać bramki. Jedną w Ałma-Acie, trzy w rewanżu.
Dwa mecze z tym rywalem już za nami, więc mogę to powiedzieć głośno: dla mnie Kazachstan był szczególnym rywalem. Trener Arno Pijpers kiedyś chciał mnie wyrzucić z Feyenoordu. Miałem 14 lat, on był opiekunem grup juniorskich i młodzieżowych. Powiedział: z ciebie wielkiego piłkarza nie będzie, już w ciebie nie wierzymy. Chcesz zostać w klubie, to musisz się przenieść do niższej grupy. Powiedziałem, że zostanę. Chciałem mu tymi bramkami specjalnie podziękować. Pokazałem, że zrobił błąd. Bardzo miłe uczucie. Ja takich krzywd łatwo nie zapominam, to był bardzo ważny moment w mojej karierze. Ale rękę mu przed meczem podałem. Awaria wam pomogła?
Na pewno będziecie pisali, że tak. Jakbyśmy nie wygrali, to bym czytał, że zaszkodziła. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło. Jak się gasi światło, to się idzie spać, my na szczęście właśnie wtedy się obudziliście.
Strzelił pan w tych eliminacjach siedem bramek i każda z nich była bardzo ważna. Kim pan właściwie jest w reprezentacji: napastnikiem, czy pomocnikiem?
Trener po przerwie spróbował wreszcie ustawić mnie znowu jako napastnika. Rozmawiałem z nim o tym. W pierwszej połowie, gdy graliśmy w środku razem z Jackiem Krzynówkiem nie wyglądało to najlepiej. Druga połowa to co innego, wszyscy zagrali w niej dobrze. Wróci pan do ataku na stałe?
Nie wiem, raz słyszę że powinienem tam grać, raz nie. Jak strzelam bramki, to jest mi wszystko jedno skąd.