Reklama
Rozwiń

Bez walki i bez emocji na boisku w Łodzi

Polacy przegrali w towarzyskim meczu z Węgrami 0:1. Zmiennicy zawiedli Leo Beenhakkera. Trudno powiedzieć, kto się bardziej nudził: kibice czy piłkarze

Publikacja: 18.10.2007 09:03

Bez walki i bez emocji na boisku w Łodzi

Foto: Rzeczpospolita

Spotkania towarzyskie rzadko podnoszą ciśnienie u kibiców, ale piłkarze, zwłaszcza ci z polskiej ligi, którzy do kadry na razie tylko aspirują, mogliby lepiej udawać, że chce im się walczyć. Od 80. minuty, gdy Mariusz Jop kopnął w polu karnym w głowę Tamasa Priskina, a Tamas Hajnal z jedenastu metrów pokonał Łukasza Fabiańskiego, to Węgrzy mieli więcej okazji do strzelenia kolejnych bramek niż Polacy do wyrównania.

Powołanie do kadry to dla piłkarzy z polskiej ligi zaszczyt. Kilka razy pokażą się na boiskach Ekstraklasy, po czym marudzą przed kamerami, że selekcjoner ich nie dostrzega, że zamknął się już w gronie ulubieńców. A kiedy Beenhakker powołuje tych nowych, zdolnych i nawet niekoniecznie młodych, daje im szansę gry w oficjalnym meczu międzypaństwowym, okazuje się, że albo samo powołanie uznali oni za spełnienie swoich zawodowych ambicji, albo zwyczajnie na kadrę są za słabi.

Tak bezbarwnego meczu reprezentacja nie rozegrała od dawna. Warto go było obejrzeć tylko z jednego powodu: by się przekonać, że za plecami tych, którzy mają pewne miejsce w składzie, jest pusto. Spotkanie z Węgrami było pierwszym od kilku miesięcy prawdziwym sprawdzianem tych, którzy w kadrze stoją na razie w drugim szeregu albo dopiero się w niej pojawili, ale w Łodzi nikt nie miał ochoty zostać bohaterem. Kibiców na stadionie Widzewa nie było co prawda wielu, ale za bilety zapłacili. Dostali w zamian mecz, którego jak najszybszego zakończenia nie mogli się doczekać sami piłkarze.

Beenhakker nie wymienił całej podstawowej jedenastki. Chciał sprawdzić, jak funkcjonuje środek obrony Mariusz Jop – Dariusz Dudka, i okazało się, że oprócz jednego błędu Jopa funkcjonował nieźle. Wiele pracy nie miał Łukasz Fabiański, przy golu był bezradny. Z dobrej strony pokazał się Mariusz Lewandowski, pierwszy raz grający z opaską kapitana. Niestety, reszta zawiodła.Łukasz Garguła po kontuzji nie jest w stanie zaskoczyć rywali żadnym podaniem. Rezerwowy w Heerenveen Radosław Matusiak co prawda jako jedyny poważnie zagroził bramce Węgrów w pierwszej połowie – jego strzał Marton Fulop wybił na rzut rożny – ale na pewno nie można o nim powiedzieć, że jest w takiej formie jak rok temu, gdy strzelił w Brukseli jedynego gola w meczu z Belgią.

Konrad Gołoś, który na zgrupowaniu we Wronkach prezentował się tak korzystnie, że już w sobotnim meczu z Kazachstanem usiadł na ławce rezerwowych, na boisku w Łodzi zapomniał chyba, czego wymaga od niego Beenhakker. Tomasz Kiełbowicz był dwa razy wolniejszy od Zoltana Gery. Polacy grali bez pomysłu z rywalem, który chociaż w sierpniu wygrał w towarzyskim meczu z mistrzami świata Włochami, wczoraj niczego interesującego nie pokazał. W drugiej połowie na boisko wszedł m.in. Paweł Brożek, zadebiutował w kadrze Tomasz Zahorski, ale poza statystykami na nikim nie zrobiło to wrażenia.Jeśli były wątpliwości, w jakim składzie drużyna Beenhakkera powinna rozpocząć mecz z Belgią, to już ich nie ma. Oglądający spotkanie z trybun Michał Żewłakow i Jacek Krzynówek mogą być spokojni. Beenhakker ma mniej rozterek, choć niekoniecznie o to mu chodziło.

Smutne, że przydatności do kadry nie potwierdzili Kamil Kosowski i Przemysław Kaźmierczak, chyba w ogóle najsłabszy na boisku. Nie bez przyczyny w FC Porto nie siedzi ostatnio nawet na ławce rezerwowych, a Beenhakker nie zaufał mu w meczach eliminacyjnych.Po golu dla Węgrów kibice w Łodzi poprosili jeszcze Polaków o „trochę ambicji”, ale szybko ucichli. Oni też musieli sobie zdawać sprawę, że tej drużyny, pozbawionej gwiazd, nie stać nawet na remis.

Bramka: T. Hajnal (80, karny). Żółte kartki: K. Gołoś (Polska), P. Halmosi (Węgry). Sędziował C. Circhetta (Szwajcaria).Polska: Fabiański – Wasilewski (83, Bartczak), Jop, Dudka, Kiełbowicz (83, Wawrzyniak) – Gołoś (46, Zieńczuk), Sobolewski, Lewandowski (46, Kaźmierczak), Garguła (46, Zahorski), Kosowski, Matusiak (46, Brożek).Węgry: Fulop – Csizhadi, Vasko, Juhasz, Vanczak – Dzsudzsak (48, Halmosi), Tozser (76, Marccolini), Feczesin (48, Priskin), Vass – Hajnal, Gera (78, Bussaky).

Nie będę nikogo oceniał personalnie, jednak jestem przekonany, że teraz wszyscy, którzy podpowiadali mi, kogo mam powołać, bo strzelił kilka goli w lidze, zobaczyli, jak duża jest przepaść między polską ligą a grą na poziomie reprezentacyjnym.

Pierwsza połowa wcale nie była taka słaba. Stworzyliśmy kilka okazji pod bramką przeciwnika, było parę ciekawych akcji. W drugiej, po czterech zmianach, nasza gra bardzo się pogorszyła. Straciliśmy pechowo bramkę, jednak nie o wynik tu chodziło. Chciałem zobaczyć, czym dysponuję, wiedzieć, czy w przypadku kontuzji któregoś z podstawowych zawodników mam jakieś pole manewru.

Jestem przekonany, że wszyscy grali na sto procent swoich możliwości. Nie jest łatwo w reprezentacji pokazać to, co pokazuje się na co dzień w klubie. Samo powołanie dla niektórych było dużym krokiem naprzód. Nie mogę nikogo skreślać po jednym kiepskim meczu. Jakub Błaszczykowski fatalnie zagrał z Finlandią, przegraliśmy 1:3, a teraz należy do najlepszych piłkarzy mojej drużyny.

Nie gram w klubie, jednak mimo to selekcjoner powołał mnie do kadry i chciałem mu się za to odwdzięczyć. Pracowałem na treningach przez blisko dwa tygodnie. Nie bolało mnie to, że nie wystąpiłem w meczu o punkty z Kazachstanem, bo wiedziałem, że do najlepszej formy jeszcze mi daleko. Czy dostanę powołanie przed Belgią? Mam nadzieję, że wywalczę miejsce w składzie Heerenveen i nie będzie żadnych wątpliwości, czy na to zasługuję.

Reprezentacja to dużo wyższy poziom niż polska liga. Mam nadzieję, że tak do końca selekcjonera nie zawiodłem, jednak powołania na kolejny mecz na pewno nie mogę być pewny.

Nie mnie oceniać, jak wypadłem. To pytanie do selekcjonera. Wiem natomiast, że zawiedliśmy kibiców, przegrywając z Węgrami. Po zwycięstwach w eliminacjach kibice wymagają od nas ciągłych sukcesów. wysłuchał: koło

Spotkania towarzyskie rzadko podnoszą ciśnienie u kibiców, ale piłkarze, zwłaszcza ci z polskiej ligi, którzy do kadry na razie tylko aspirują, mogliby lepiej udawać, że chce im się walczyć. Od 80. minuty, gdy Mariusz Jop kopnął w polu karnym w głowę Tamasa Priskina, a Tamas Hajnal z jedenastu metrów pokonał Łukasza Fabiańskiego, to Węgrzy mieli więcej okazji do strzelenia kolejnych bramek niż Polacy do wyrównania.

Powołanie do kadry to dla piłkarzy z polskiej ligi zaszczyt. Kilka razy pokażą się na boiskach Ekstraklasy, po czym marudzą przed kamerami, że selekcjoner ich nie dostrzega, że zamknął się już w gronie ulubieńców. A kiedy Beenhakker powołuje tych nowych, zdolnych i nawet niekoniecznie młodych, daje im szansę gry w oficjalnym meczu międzypaństwowym, okazuje się, że albo samo powołanie uznali oni za spełnienie swoich zawodowych ambicji, albo zwyczajnie na kadrę są za słabi.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku