Pierwszy raz zdarzyło się to przed rokiem, w znacznie ważniejszym pojedynku z Finlandią. Średnia nie jest więc najgorsza i generalnie nie ma co się czepiać. Jeśli Polska będzie przegrywać mecze towarzyskie i wygrywać eliminacyjne, to wszyscy wybaczą jej potknięcia. Ale jeden wniosek z meczu w Łodzi wyciągnąć z pewnością można. Dawniej piłkarz, któremu zależało na występach w reprezentacji, w kontrolnym spotkaniu dawał z siebie wszystko: walczył, próbował robić coś, czym mógłby przekonać do siebie trenera i kibiców. Wczoraj nikt tak się nie zachowywał. Zawodnicy najwyraźniej z góry założyli, że to nic nieznaczący sparing.

Piłkarze powołani przez Leo Beenhakkera znaleźli się w jego kadrze dzięki zasługom w rozgrywkach ligowych. To są zawodnicy wyróżniający się, wybierani do rozmaitych „jedenastek kolejki” itp. Wchodzą do reprezentacji i zupełnie nie dają sobie rady. Dotyczy to zarówno piłkarzy tak doświadczonych, jak Kamil Kosowski, Marek Zieńczuk czy Paweł Brożek, jak i faktycznych debiutantów: Tomasza Zahorskiego, Konrada Gołosia czy Dariusza Kiełbowicza. W innej sytuacji są ci, którzy walczą o miejsca w swoich zagranicznych drużynach klubowych, np. Radosław Matusiak czy Przemysław Kaźmierczak. Ale efekt był ten sam: zagrali słabo.

W takim otoczeniu nawet piłkarze już z drużyną narodową obyci popełniali błędy. Zdarzało się to zbyt często Mariuszowi Jopowi, Dariuszowi Dudce, Radosławowi Sobolewskiemu i Mariuszowi Lewandowskiemu. Inaczej mówiąc – reprezentacja w takim składzie była niewiele warta. Oczywiście jutro to się może zmienić, bo jeden nieudany mecz nie powinien odbierać nikomu szans, ale na miejscu trenera nie przestawałbym szukać. Ligi, niestety, nie zmieni.