„Kiedyś bywałem na imprezach, gdzie wypicie tylko czterech pint piwa uchodziło za homoseksualizm. Nie było na nich co prawda tancerek samby, ale były dziewczyny z Offaly. Po każdym takim posiedzeniu dochodziłem do siebie przynajmniej tydzień.
We wtorek imprezowicz Ronaldinho był w pierwszym składzie Barcelony, dlatego myślałem, że Rangersi mają szansę na zwycięstwo – pisał o meczu w Glasgow komentator „Guardiana” Barry Glendenning.
Ronaldinho, który po ostatnim zgrupowaniu reprezentacji Brazylii zabalował w Rio, za co został odsunięty na jeden mecz, wrócił do drużyny we wtorek i nieoczekiwanie należał do najlepszych.
Po rzucie wolnym trafił w poprzeczkę, po innej akcji – w rękę przeciwnika w polu karnym, czego nie zauważył sędzia. Barcelona była lepsza od Szkotów i powinna wygrać, o czym najlepiej świadczą przeciwnicy. Piłkarze Franka Rijkaarda oddawali celny strzał na bramkę rywala średnio co dziesięć minut, podopieczni Waltera Smitha w kierunku bramki gości uderzyli raz.
Niecelnie. W Szkocji remis, zresztą słusznie, uznano za wielki sukces. Toporni piłkarze grający toporną piłkę zatrzymali drużynę, której efektowne zagrania są znakiem firmowym. Trudno przypuszczać, że Rangersi chcieli z Barceloną tylko zremisować, bo przeciwko takim piłkarzom nie można próbować grać na 0: 0. Jednak jeden punkt wywalczony wczoraj na Ibrox Park znacznie przybliża gospodarzy do awansu. Poza Barceloną na drodze może im jeszcze stanąć Olympique Lyon.