Po wczorajszym występie Jakub Błaszczykowski ma prawo oczekiwać, że oprócz oferty ze strony Liverpoolu z ostatnich dni, pojawią się następne, z kolejnych klubów europejskiej elity. W sobotni wieczór pomocnik reprezentacji Polski zachwycił ponad 40-tysięczną publiczność na Stadionie Śląskim. Najpierw po jego akcji marzeń bramkę strzelił Paweł Brożek, a w drugiej części bohater spotkania z Czechami podwyższył na 2:0.
Podobnie jak dwa lata temu z Portugalią (2:1) polski zespół rozegrał w Chorzowie bardzo dobre spotkania. Zaskoczył Leo Beenhakker, decydując się na desygnowanie od pierwszej minuty na lewej obronie Jakuba Wawrzyniaka. Ale to właśnie zawodnik Legii Warszawa, po świetnym podaniu kolegi klubowego Rogera Guerreiro, mógł jako pierwszy wpisać się na listę strzelców. W 18. minucie znalazł się przed Petrem Cechem, ale fatalnie przestrzelił.
Momentami Polacy zamykali rywali na ich połowie. Bardzo groźna była polska lewa strona, gdzie co najmniej dwukrotnie, mimo asysty dwóch przeciwników, przedzierał się Euzebiusz Smolarek. 27-letni piłkarz znów był błyskotliwy i skuteczny w swych zwodach, a po kąśliwym strzale niewiele zabrakło aby z boku boiska przelobował bramkarza Czech. "Ebi, Ebi" - skandowała publiczność, która zachwycała się umiejętnościami techniczmymi Smolarka.
Ale wczoraj zdecydowanie najlepszy był Błaszczykowski. Najpierw niemal na kolanach ograł w środkowej strefie dwóch czeskich pomocników, czubem buta uprzedził Tomasa Ujfalusiego i dograł do Brożka, który znakomicie przymierzył i było 1:0.
Chwilę później doszło do niepotrzebnych zamieszek na stadionie, między kibicami obu zespołów. Zdecydowana większość widzów dalej dopingowała piłkarzy, a z trybun niosło się: "Jeszcze jeden, jeszcze jeden".