Franciszek Smuda o rywalu mówi: "maszyna". – Wszystkie części solidne i dobrze dopasowane. W obronie, w pomocy. A do tego jest ten Vagner Love. Kto zostawi mu tylko trochę wolnego miejsca, ten będzie miał kłopoty – mówi "Rz" trener Lecha.
Do odpowiedniego zajęcia się reprezentantem Brazylii z CSKA Smuda już od dłuższego czasu przygotowywał najtwardszego ze swoich obrońców, Manuela Arboledę. Dla Kolumbijczyka i jego kolegów z Lecha dzisiejszy mecz na sztucznym boisku na Łużnikach to najtrudniejsza próba w tym sezonie.
Rywal wygrał dwa pierwsze mecze w rundzie grupowej, jest niemal pewny awansu do wiosennej części rozgrywek, a w zakończonym właśnie sezonie ligi rosyjskiej zajął drugie miejsce, co przy nowych regułach kwalifikacji oznacza miejsce w fazie grupowej następnej Ligi Mistrzów.
Gdy trzy lata temu CSKA zdobywało Puchar UEFA jako pierwszy rosyjski klub od czasu rozpadu ZSRR, Smuda jeszcze nie przypuszczał, że przyjdzie mu coś budować w Poznaniu. Pracował wtedy w walczącej o utrzymanie Odrze Wodzisław, przez następny rok wyciągał z tarapatów Zagłębie Lubin, dopiero stamtąd przeniósł się do Poznania.
Dziś o jego Lechu mówi się, że jest najmądrzej budowaną polską drużyną, z odciśniętym stemplem trenera i dobrą polityką transferową. Jako jedyna nie przyniosła w tym sezonie wstydu w pucharach, rozbudziła takie nadzieje jak Wisła sześć lat temu, gdy Henryk Kasperczak z głodnym sukcesów zespołem (zresztą zbudowanym przez swojego poprzednika, czyli Smudę) nie przestraszył się Parmy ani Schalke.