Gertjan Verbeek był jednym z najgorszych trenerów w historii Feyenoordu. Odszedł w połowie stycznia w niesławie, zostawiając drużynę dopiero na 12. miejscu w tabeli. Lista jego potencjalnych następców jest długa, a nazwiska znane i cenione.
Na stronie internetowej klubu przeprowadzono ankietę. Frank Rijkaard zdobył 3 procent głosów, Ronald Koeman – 8. Największym poparciem cieszy się Leo Beenhakker, którego jako nowego trenera Feyenoordu widziałoby aż 35 procent głosujących fanów. Problem jest jeden, ale duży. Beenhakker ma ważny kontrakt z reprezentacją Polski, a podobnych zarobków (ok. 800 tysięcy euro rocznie) nie byłby mu w stanie zaproponować żaden klub z Holandii.
– W ostatnim tygodniu odebrałem 25 telefonów w tej sprawie, jednak żaden nie był oficjalną propozycją klubu. W tym roku byłem już trenerem Tottenhamu, Sunderlandu i PSV Eindhoven, nie przywiązuję wagi do spekulacji – mówi „Rz“ Beenhakker.
Trener zapewnia, że jedyne, nad czym się zastanawia, to jak pokonać Walię w meczu towarzyskim (11 lutego) w sytuacji, gdy najlepsi piłkarze nie grają w klubach. Przyznaje jednak, że gdyby otrzymał oficjalne zapytanie z Feyenoordu, poważnie by je rozważył.
– W futbolu to, co dzisiaj jest kłamstwem, jutro może być prawdą. Zawsze powtarzałem, że Feyenoord i Real Madryt mam we krwi i nigdy im nie odmówię. Nie znaczy to, że jestem niewolnikiem tych klubów i mogą mnie mieć na każde zawołanie. Gdyby Feyenoord przedstawił konkretną propozycję, to potraktowałby ją tak poważnie, jak tylko to możliwe. Ludzie w Polsce przekraczają granice, których przekraczać nie wolno. Do krytyki jako trener jestem przyzwyczajony, ale do chamskich sugestii nie przyzwyczaję się nigdy. To nie mój świat, nie potrafię się tu odnaleźć – tłumaczy.