Leo Beenhakker wyszedł pierwszy, przejęty jakby to już był Belfast, gdzie pod koniec marca zagra z Irlandią Północną o bilety na mundial. Przejęci swoją rolą wydawali się też piłkarze, w większości bez żadnego doświadczenia w reprezentacji. W kurtkach ze znaczkiem Nike, które zastąpiło Pumę i z wielkim napisem Orange na plecach, zamiast loga Telekomunikacji Polskiej – już czuli się wyróżnieni.
Wczoraj o 20. miejscowego czasu samolot z trenerem i zawodnikami, których postanowił sprawdzić przed decydującymi meczami eliminacji mistrzostw świata, wylądował w Faro. Beenhakker mówi, że takie zgrupowania to powietrze, którym oddycha. Powtarza, że daleko od zgiełku liczy się tylko praca.
Zgrupowanie podzielone jest na dwie części. Przez pierwszy tydzień na południu Portugalii trenować będą tylko zawodnicy z polskiej ligi. W środę zagrają sparing z trzecioligowym FC Fereira, w sobotę oficjalny mecz z Litwą. Większość z nich zwolni później pokoje dla kolegów z klubów zagranicznych, którzy 11 lutego zagrają z Walią.
Kadra zamieszkała w hotelu Sheraton w pobliskiej Albufeirze. Z okien widok na osiem kilometrów czystej plaży, pod nosem pole golfowe. Podczas mistrzostw Europy w 2004 roku ośrodek zajmowała reprezentacja Holandii, od tamtej pory regularnie zimą przyjeżdża tu Ajax Amsterdam. Jan de Zeeuw mówi, że w hotelu wiedzą, co to jest reprezentacja kraju i dzięki temu jest pewny, że nikt nie będzie im przeszkadzał.
Temperatura piętnaście stopni i dużo słońca. Region Algarve jest najpopularniejszym miejscem spędzania wakacji przez Portugalczyków, teraz hotele stoją jednak puste, a miejscowi noszą puchowe kurtki.