To wygląda trochę jak konkurs na reprezentanta Polski. Ci, którzy w nim startują, są spięci, ale dokładnie wykonują wszystkie polecenia reżysera.
Zaprzeczają, że oczami wyobraźni widzą się w głównej roli nie tyle sobotniego meczu z Litwą, co już takiego na poważnie, kiedy patrzeć będzie na nich cała Polska. Mają na to szansę, bo kariery tych, którzy w zimowych zgrupowaniach pokazywali Beenhakkerowi, że są w stanie wejść na poziom wyższy niż polska liga, nabrały gwałtownego przyspieszenia.
– Pierwsze powołanie dostałem jeszcze jako gracz Zagłębia Lubin na towarzyski mecz ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, później było takie samo zgrupowanie jak teraz, w hiszpańskiej Chiclanie. I tak już zostałem, zagrałem w siedmiu meczach eliminacji i pojechałem na mistrzostwa Europy – mówi Wojciech Łobodziński.
Dwa lata temu w Chiclanie reprezentacja złożona z zawodników z polskiej ligi wygrała z Estonią 4:0. Aż ośmiu piłkarzy z tamtego składu
Beenhakker zabrał na turniej do Austrii i Szwajcarii. Jednego zatrzymała kontuzja, a Radosław Sobolewski sam zrezygnował z występów w reprezentacji.