Cztery drużyny angielskie, dwie hiszpańskie i po jednej z Niemiec i Portugalii. W ćwierćfinałach Ligi Mistrzów przypadków nie ma, najbogatsi pozwolili zebrać już okruchy ze stołu maluczkim, a teraz sami walczą o główne danie.
Manchester United próbuje dokonać rzeczy niemożliwej, czyli zdobyć Puchar po raz drugi z rzędu. Od kiedy rozgrywki organizowane są pod szyldem Ligi Mistrzów, nie udało się to jeszcze nikomu. W ćwierćfinale drużyna Aleksa Fergusona zagra z Porto. Trenerowi Manchesteru już w 1/8 finału udało się uporać ze zmorą Jose Mourinho, z którym dotąd przegrywał. Pokonał prowadzony przez Portugalczyka Inter Mediolan. Złe duchy jednak wracają, bo w 2004 roku Porto w drodze po Puchar upokorzyło Manchester, strzelając gola w ostatnich minutach na Old Trafford.
Z tamtego Porto w obecnym nie został już nikt, w Portugalczyków nie wierzą także bukmacherzy. William Hill płaci tylko 3 euro za jedno postawione na to, że Manchester obroni tytuł. Jeżeli United przejdą przeszkodę z Estadio Dragao, w półfinale trafią na lepszego w meczu Arsenal – Villarreal. Łatwiejszą drogę trudno sobie wyobrazić, bo w tym samym czasie najsilniejsi powybijają sobie zęby i do finału dotrą bardzo zmęczeni.
Chelsea znowu zagra z Liverpoolem. Te drużyny w ostatnich czterech latach trzykrotnie trafiały na siebie w półfinałach, a raz w fazie grupowej. W 2005 i 2007 roku Liverpool był lepszy i dochodził do finału, jednak mecze z londyńczykami były tak nudne, że głosy o konieczności reformy Ligi Mistrzów były traktowane bardzo poważnie. W czterech meczach padły tylko trzy gole. Ciekawiej było już rok temu, kiedy wygrała Chelsea, która w rewanżu pokonała drużynę Rafaela Beniteza 3:2 po dogrywce.
Benitez do Liverpoolu przyszedł w 2004 roku. W poprzednim tygodniu podpisał kontrakt obowiązujący do 2014. Ostatnie wyniki: 4:0 z Realem Madryt i 4:1 z Manchesterem United, dały Hiszpanowi mocną kartkę przetargową w rozmowach z amerykańskimi właścicielami klubu. Będzie zarabiał 4 miliony funtów rocznie, ale przede wszystkim udało mu się pozbawić pracy Ricka Parry’ego, który na Anfield odpowiadał za transfery. Teraz Benitez będzie jedynowładcą, Fergusonem z Liverpoolu. Parry odchodzi z klubu po zakończeniu sezonu.