Już w pierwszym meczu w Warszawie, wygranym 3:1, piłkarze Legii sprawiali wrażenie gwiazd, które muszą grać z drużyną IV ligi, więc lekceważyli i przeciwników, i widzów.
W Sanoku remis 1:1 wystarczył Legii do awansu, ale nie poprawił jej wizerunku.
W drugim wczorajszym meczu siły były wyrównane. Wcześniej Lech pokonał Wisłę 1:0 w Krakowie, więc na swoim stadionie mógł tylko pilnować przewagi. Ale w niedzielę Wisła zremisowała w lidze w Poznaniu 1:1, co zapowiadało emocje. Po tym meczu wiślacy nie wracali do Krakowa, przygotowywali się do rewanżu w Grodzisku. Maciej Skorża jest równie ambitny jak Franciszek Smuda, z którym jeszcze w tym sezonie nie wygrał.
Pierwsi bardzo dobrą szansę mieli goście. Piotr Ćwielong strzelił jednak fatalnie z sześciu metrów. Kilka minut później Lech prowadził już 1:0. Goście źle ustawili linię obrony, wystarczyło jedno prostopadłe podanie Semira Stilicia do Roberta Lewandowskiego i napastnik Lecha wyprzedził Arkadiusza Głowackiego, a następnie przerzucił piłkę nad wybiegającym bramkarzem.
Trzy minuty później Hernan Rengifo zdobył drugiego gola. Żeby awansować, Wisła musiałaby strzelić trzy bramki. Pierwszy krok zrobiła trzy minuty po przerwie, kiedy Arkadiusz Głowacki zdobył gola z wolnego, do czego przyczynił się i mur obrońców, i bramkarz Krzysztof Kotorowski. Drugiego kroku jednak nie było.