Szansa spadła Fabiańskiemu pod nogi w 27. minucie ćwierćfinału w Villarreal. Wtedy się okazało, że Manuel Almunia, poturbowany w starciu z Giuseppe Rossim w pierwszych minutach meczu, nie wytrzyma nawet do przerwy. Było już 1:0 dla gospodarzy – po golu Marcosa Senny, przy którym Almunia nie miał szans – i oblężenie bramki Arsenalu trwało. Polak wszedł w sam środek tego ostrzału, Arsene Wenger przyznał, że wprowadzał go z drżącym sercem.
Już po chwili Fabiański musiał bronić strzał Senny z daleka i dobitkę Joana Capdevili z kilku metrów. Odbił oba strzały, to przede wszystkim tymi interwencjami zapracował na świetne oceny w angielskiej prasie i pochwały Wengera na konferencji prasowej. Zachował spokój, dobrze się ustawiał, dobrze wprowadzał piłkę do gry. Jedyne, czego mu chwilami brakowało, to zrozumienie z obrońcami. Ale jak żartował dziennikarz „Guardiana”, relacjonujący ten mecz, niektórzy koledzy z obrony widzieli Fabiańskiego z bliska pierwszy raz.
To nie był debiut Polaka w LM. Grał już w listopadzie w meczu u siebie z Fenerbahce. Też wszedł do bramki z powodu kłopotów Almunii ze zdrowiem, też nie puścił gola. Ale wówczas chodziło tylko o mecz grupowy, Fabiański wiedział że zagra w podstawowym składzie, a Arsenal miał dużą przewagę i dla bramkarza nie zostało wiele pracy. W Villarreal było inaczej.
– Jestem bardzo zadowolony z tego, jak bronił Łukasz, mimo że nie był dobrze rozgrzany. Pomyślałem po tym meczu, jak to dobrze mieć dwóch klasowych bramkarzy. Szkoda, że ten drugi nie może grać często – mówił Wenger. Teraz to się zmieni. „Ten drugi“ będzie grał przez najbliższe tygodnie ze znakomitymi rywalami. Almunii odnowiła się kontuzja prawej kostki, Wenger mówi o co najmniej trzech tygodniach przerwy. Przed Fabiańskim do końca kwietnia pięć meczów, m.in. rewanż z Villarreal (15 kwietnia), spotkanie z Chelsea w półfinale Pucharu Anglii (18 kwietnia) i ligowy mecz w Liverpoolu (21 kwietnia).
Duże wyzwanie jak na bramkarza, który w Premiership bronił dotychczas cztery razy, a większość z 19 spotkań w Arsenalu rozegrał w najmniej prestiżowym pucharze ligi angielskiej. W niektórych spotkaniach był nawet kapitanem. Fabiański cieszył się tymi małymi sukcesami, rolę wiecznie drugiego w kadrze i klubie znosił spokojnie, mówił, że uderzanie pięścią w stół to nie jego styl.