Macheda ma niespełna osiemnaście lat, ale już potężną sylwetkę, do tego wdzięk gwiazdora filmów klasy C (Cristiano Ronaldo to przy nim wzór dobrego smaku) i bardzo szybkie nogi. Tydzień temu Włoch zadebiutował w Premiership i w ostatnich minutach meczu z Aston Villą zapewnił United zwycięstwo pięknym golem. Stojąc tyłem do bramki jednym ruchem nogi przyjął piłkę i uciekł obrońcy, a odwracając się strzelił przy słupku. W ten weekend w meczu z Sunderland wszedł w 75. minucie zmieniając Dymitara Berbatowa, a już minutę później strzelił gola na 2:1. Tym razem nie tak ładnego, przystawił stopę do piłki uderzonej przez Michaela Carricka, ale równie ważnego.
Trzeba mieć fantazję, żeby jak Alex Ferguson, wpuścić dziecko na boisko w sytuacji, gdy nic nie udaje się jego starszym kolegom. Trzeba też mieć spryt i pieniądze na dobrych wyszukiwaczy talentów, żeby w porę wykraść kogoś takiego jak Macheda z klubu który go wychował. Manchester podebrał Machedę z Lazio Rzym dwa lata temu, gdy Kiko, jak mówią na niego w klubie, miał niespełna szesnaście lat. Przyjechał do United na staż – trzeba było wymyślić taką wersję, żeby znaleźć lukę między przepisami zakazującymi handlu nieletnimi. Na Old Trafford spotkał świetnego nauczyciela, bo z drużyną rezerw pracuje tam Ole Gunnar Solskjaer. Norweski napastnik, dziś trener, mógłby się doktoryzować z tematu "Superrezerwowi w futbolu".
Cokolwiek jeszcze Macheda osiągnie, jego dwa pierwsze gole w zawodowym futbolu nie pójdą w zapomnienie. Mogą się okazać decydujące w walce United o obronę mistrzostwa. Gdyby nie one, słabo grający w ostatnich tygodniach Manchester – nieuważny w obronie, mało przebojowy w pomocy – byłby dziś na trzecim miejscu, za Liverpoolem i Chelsea, które w ostatnich tygodniach zbierają zwycięstwo za zwycięstwem i w świąteczny weekend też wygrały. Zwyciężył również Arsenal, coraz pewniej rozpierający się na czwartym miejscu, zapewniającym mu prawo gry w eliminacjach Ligi Mistrzów. Piłkarze Arsene’a Wengera są niepokonani już od 18 ligowych spotkań, a sprowadzony w styczniu Andriej Arszawin czaruje od kilku tygodni, podając i strzelając gole. Aston Villa, która długo zajmowała czwarte miejsce, teraz z każdym meczem traci dystans i ma już do Arsenalu osiem punktów straty.
Piłkarze Arsene’a Wengera zwyciężyli aż 4:1 w Wigan (m. in. asysta i gol Arszawina), gdzie przegrywali 0:1 po golu, przy którym Łukasz Fabiański mógł zachować się lepiej. W tłoku w polu karnym Egipcjanin Mido uderzył z bliska z woleja, po koźle, a Fabiański niby był tam gdzie trzeba, ale piłka po jego dłoniach wpadła do bramki. Tak naprawdę jednak większy błąd Polak popełnił dopuszczając do tej sytuacji, mógł lepiej zachować się przy poprzedzającym ją rzucie rożnym.
Jutro Fabiański znów stanie w bramce na Emirates, w rewanżu ćwierćfinału Ligi Mistrzów z Villarreal. Wystarczy, że nie puści gola, a Arsenal dzięki remisowi 1:1 w Hiszpanii awansuje. Villarreal też walczy o czwarte miejsce w lidze dające miejsce w eliminacjach LM, ale w tej walce idzie mu coraz gorzej. W ostatniej kolejce znów przegrał, a co gorsza znów stracił jednego z przywódców drużyny. Tydzień temu z kontuzją wypadł Santi Cazorla, w sobotę w przegranym meczu z Malagą Marcos Senna. Obaj mistrzowie Europy z Hiszpanią, uważani za największe skarby Villarreal. Senna strzelił gola w pierwszym meczu z Arsenalem, miał szanse na dwa kolejne, był najlepszy na boisku. Trener Manuel Pellegrini mówi zresztą, że to najlepszy defensywny pomocnik na świecie. Senna zszedł w 80. minucie meczu z Malagą trzymając się za lewe udo. Nie wiadomo jeszcze, jak długo będzie się leczył. Bez niego trudno będzie wyeliminować Arsenal i zatrzymać w Primera Division Valencię, która po trzecim zwycięstwie z rzędu, tym razem wyjazdowym 3:2 ze Sportingiem Gijon, zabrała Villarrealowi czwarte miejsce. Barcelona i Real, jak ostatnio przyzwyczaiły, wygrały swoje mecze i przewaga lidera dalej wynosi sześć punktów. Barca u siebie pokonała Recreativo Huelva 2:0 po meczu, z którego bardziej niż gole zostanie zapamiętany karny zmarnowany przez Leo Messiego. Real też wygrał u siebie 2:0, z Valladollid. Mistrz Hiszpanii zwycięża, ciągle się liczy w walce o tytuł, a jest chłostany z każdej strony. Nawet madryccy dziennikarze narzekają, że nudzi i gra bez polotu, ale daj Boże każdemu taką nudę. Real jest niepokonany od piętnastu spotkań. Jednym z lepszych piłkarzy meczu z Valladolid był rezerwowy Guti. Największy maruda w szatni Realu (to duża sztuka, jest tam przecież również Raul) w poprzedniej kolejce poproszony o rozgrzewanie się w ostatnich minutach meczu nie tylko nie wstał z ławki, ale jeszcze odpowiedział pomocnikowi trenera Juande Ramosa grubym słowem. Ale Ramos udał, że nic się nie stało i w tej kolejce pozwolił mu zagrać od 61. minuty. Być może trener i pomocnik nie chowają do siebie urazy bo wiedzą, że latem obaj odejdą z klubu. Real planuje budowę kolejnej galaktycznej drużyny, i Guti jest zbyt starym piłkarzem, a Ramos za mało efektownym trenerem na takie rewolucje.