Samolot z bohaterami z Rzymu wylądował na lotnisku El Prat w czwartek o 18.00. Był podobno pomysł, by mistrzowie nie przylecieli z Włoch, ale przypłynęli, tak jak co roku do barcelońskiego portu przypływają Trzej Królowie z darami. Plany zmieniono, żeby nie było opóźnień (wersja oficjalna), jest też druga, że któryś z bohaterów ma chorobę morską (nigdy nie zdradzą który).
Na lotnisku piłkarze pozwolili się sfotografować całej obsłudze, prezes Joan Laporta ściągnął, chyba pierwszy raz, krawat i szampanem polewał dziennikarzy. Carles Puyol biegał po płycie z pucharem. Tylko trener Pep Guardiola, jak zwykle skromnie, bokiem przeszedł do odkrytego autokaru.
Tłumy kibiców zgromadziły się na całej trasie przejazdu piłkarzy. Bezpośrednią transmisję pokazywały dwa kanały katalońskiej telewizji. Każda latarnia, każdy słup na trasie przejazdu, od godzin popołudniowych był zajęty. Kolumny Krzysztofa Kolumba, w porcie, uczepiła się ponad setka kibiców.
Prawie cztery godziny zajęło piłkarzom Barcelony przejechanie 8 km z portu na Camp Nou. W granatowych koszulkach z napisem: Copa Liga Chiampions z przodu i "Somos unos" ("jesteśmy jednością") z tyłu oraz piwem w ręku z ogromną cierpliwością rozdawali uśmiechy, pozowali do zdjęć, śpiewali, tańczyli. Potrójnym mistrzom asystowało w drodze milion kibiców. Takich tłumów nie było jeszcze nigdy. W 2006 roku, po poprzednim zwycięstwie w finale Ligi Mistrzów, wiwatowało zaledwie pół miliona. Nawet hiszpańscy mistrzowie Europy, wracając rok temu do Madrytu, nie mieli takiego przyjęcia. Po godz. 22.00 otwarty autobus wreszcie dojechał do celu. Piłkarze bocznym wejściem wpadli od razu na murawę i zrobili rundę honorową. Stutysięczny stadion wypełniony po brzegi podniósł poziom decybeli do niewyobrażalnym rozmiarów.
Zaraz potem zgasły wszystkie światła. Víctor Valdés i Andres Iniesta wnieśli Puchar Kóla, Xavi i Pujol - trofeum za mistrzostwo Hiszpanii, a Pep Guardiola i Tito Vilanova - Puchar Europy. Piłkarze byli bardzo zmęczeni, ale szaleństwo na murawie i na trybunach trwało do północy. Lionel Messi przestał tańczyć tylko na chwilę, żeby podziękować kibicom i powiedzieć, że chętnie powtórzą potrójne zwycięstwo w przyszłym roku. Thierry Henry przeprosił, że w pierwszym roku swojej kariery w Barcelonie słabo dogadywał się z kolegami na boisku. Mówili Guardiola, Iniesta, Xavi, Piqué, Puyol, Alves, Gudjohnsen, Valdes, Touré, Abidal, Marquez, a za każdym razem kibice wyli, ryczeli, krzyczeli i bili pokłony. Było "We are the Champions" i pokaz sztucznych ogni. Oprócz Camp Nou bawiła się Rambla i Plac Kataloński, na ulicach były tłumy. Samochody do świtu jeździły z włączonymi klaksonami.