Paznokcie w kolorze blaugrana

Visca Barca! Niech żyje! - tak witają się teraz i żegnają wszyscy w Barcelonie. Miasto zamieniło się w jeden wielki fanklub

Aktualizacja: 29.05.2009 13:28 Publikacja: 29.05.2009 13:25

Barcelona zmieniła się w jeden wielki klub kibica

Barcelona zmieniła się w jeden wielki klub kibica

Foto: AFP

Red

Samolot z bohaterami z Rzymu wylądował na lotnisku El Prat w czwartek o 18.00. Był podobno pomysł, by mistrzowie nie przylecieli z Włoch, ale przypłynęli, tak jak co roku do barcelońskiego portu przypływają Trzej Królowie z darami. Plany zmieniono, żeby nie było opóźnień (wersja oficjalna), jest też druga, że któryś z bohaterów ma chorobę morską (nigdy nie zdradzą który).

Na lotnisku piłkarze pozwolili się sfotografować całej obsłudze, prezes Joan Laporta ściągnął, chyba pierwszy raz, krawat i szampanem polewał dziennikarzy. Carles Puyol biegał po płycie z pucharem. Tylko trener Pep Guardiola, jak zwykle skromnie, bokiem przeszedł do odkrytego autokaru.

Tłumy kibiców zgromadziły się na całej trasie przejazdu piłkarzy. Bezpośrednią transmisję pokazywały dwa kanały katalońskiej telewizji. Każda latarnia, każdy słup na trasie przejazdu, od godzin popołudniowych był zajęty. Kolumny Krzysztofa Kolumba, w porcie, uczepiła się ponad setka kibiców.

Prawie cztery godziny zajęło piłkarzom Barcelony przejechanie 8 km z portu na Camp Nou. W granatowych koszulkach z napisem: Copa Liga Chiampions z przodu i "Somos unos" ("jesteśmy jednością") z tyłu oraz piwem w ręku z ogromną cierpliwością rozdawali uśmiechy, pozowali do zdjęć, śpiewali, tańczyli. Potrójnym mistrzom asystowało w drodze milion kibiców. Takich tłumów nie było jeszcze nigdy. W 2006 roku, po poprzednim zwycięstwie w finale Ligi Mistrzów, wiwatowało zaledwie pół miliona. Nawet hiszpańscy mistrzowie Europy, wracając rok temu do Madrytu, nie mieli takiego przyjęcia. Po godz. 22.00 otwarty autobus wreszcie dojechał do celu. Piłkarze bocznym wejściem wpadli od razu na murawę i zrobili rundę honorową. Stutysięczny stadion wypełniony po brzegi podniósł poziom decybeli do niewyobrażalnym rozmiarów.

Zaraz potem zgasły wszystkie światła. Víctor Valdés i Andres Iniesta wnieśli Puchar Kóla, Xavi i Pujol - trofeum za mistrzostwo Hiszpanii, a Pep Guardiola i Tito Vilanova - Puchar Europy. Piłkarze byli bardzo zmęczeni, ale szaleństwo na murawie i na trybunach trwało do północy. Lionel Messi przestał tańczyć tylko na chwilę, żeby podziękować kibicom i powiedzieć, że chętnie powtórzą potrójne zwycięstwo w przyszłym roku. Thierry Henry przeprosił, że w pierwszym roku swojej kariery w Barcelonie słabo dogadywał się z kolegami na boisku. Mówili Guardiola, Iniesta, Xavi, Piqué, Puyol, Alves, Gudjohnsen, Valdes, Touré, Abidal, Marquez, a za każdym razem kibice wyli, ryczeli, krzyczeli i bili pokłony. Było "We are the Champions" i pokaz sztucznych ogni. Oprócz Camp Nou bawiła się Rambla i Plac Kataloński, na ulicach były tłumy. Samochody do świtu jeździły z włączonymi klaksonami.

Z hiszpańskich gazet zniknęło słowo kryzys, zniknęła świńska grypa, nie liczy się nic. Wszyscy w Barcelonie chodzą w koszulkach, szalikach, owinięci flagami. Wszystkie wystawy sklepów, banków, instytucji państwowych przybrane są barwami klubowymi. W sklepie mięsnym żeby wybrać ładny kawałek żeberek trzeba zerkać zza umieszczonej w środku flagi. Kawę serwuje pani z paznokciami pomalowanymi na granatowo-bordowo.

O normalnych lekcjach w szkołach nie ma co marzyć. Najmłodsi kibice też balowali całą noc. Babcie i dziadkowie spacerują po parkach ubrani w jednakowe stroje piłkarzy. Ci najmniejsi, w wózkach - też.

Bilans środowej fiesty to też 150 rannych, 119 zatrzymanych, zdemolowane wystawy, spalone budki telefoniczne i kosze na śmieci, zdewastowane dwie stacje metra, straty szacuje się na 100 tysięcy euro. Czwartkowe będą pewnie większe. Ale na razie nikt nie ma głowy do liczenia.

Samolot z bohaterami z Rzymu wylądował na lotnisku El Prat w czwartek o 18.00. Był podobno pomysł, by mistrzowie nie przylecieli z Włoch, ale przypłynęli, tak jak co roku do barcelońskiego portu przypływają Trzej Królowie z darami. Plany zmieniono, żeby nie było opóźnień (wersja oficjalna), jest też druga, że któryś z bohaterów ma chorobę morską (nigdy nie zdradzą który).

Na lotnisku piłkarze pozwolili się sfotografować całej obsłudze, prezes Joan Laporta ściągnął, chyba pierwszy raz, krawat i szampanem polewał dziennikarzy. Carles Puyol biegał po płycie z pucharem. Tylko trener Pep Guardiola, jak zwykle skromnie, bokiem przeszedł do odkrytego autokaru.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Piłka nożna
W sobotę Barcelona - Real o Puchar Króla. Katalończyków zainspirować ma Michael Jordan
Piłka nożna
Zbliża się klubowy mundial w USA. Wakacji w tym roku nie będzie
Piłka nożna
Żałoba po śmierci papieża Franciszka. Co z meczami w Polsce?
Piłka nożna
Barcelona bliżej mistrzostwa Hiszpanii. Bez Roberta Lewandowskiego pokonała Mallorcę
Piłka nożna
Neymar znów kontuzjowany. Czy wróci jeszcze do wielkiej piłki?