Partyjka bingo była zwieńczeniem pełnego atrakcji dnia canarinhos w RPA. Wcześniej wzięli udział w wycieczce safari, oglądając z bliska żywe lwy, żyrafy i zebry. I o tym mówili na konferencji więcej niż o futbolu. - To było piękne. Dla mnie było jak sen. Wysłałem rodzinie zdjęcia, żeby zobaczyli, jak spełniam swoje marzenia - zachwycał się Maicon.

Obrońca był pod wrażeniem odwagi przewodnika. Jak relacjonował, mężczyzna przyciągnął uwagę lwa kawałkiem mięsa, a potem jednym gestem sprawił, że zwierzę zatrzymało się zaledwie o kilka metrów od samochodu wiozącego piłkarzy. - A to był naprawdę duży lew - zapewniał Maicon.

Wtórował mu Gilberto Silva. - Każdy widział lwy w telewizji czy w kinie, ale to fantastyczne zobaczyć je z tak bliska - mówił. On też wysłał zdjęcia rodzinie, "żeby wiedzieli, że nie kłamię".

Gilberto Silva jest przekonany, że takie rozrywki jak safari czy bingo pomogą Brazylii lepiej wypaść w meczu z Włochami. - Ta chwila odprężenia była ważna, bo byliśmy zamknięci w hotelu przez 20 dni, wychodziliśmy tylko jeść i grać - mówił. Zdradził, że kolega z drużyny Robinho był "beznadziejny" w bingo i miał wyjątkowego pecha.