Finał był znakomity. Amerykanie zagrali w pierwszej połowie jeszcze lepiej niż z Hiszpanią, szybko zdobyli bramkę i to oni, a nie Brazylijczycy wyglądali jak mistrzowie. Wprawdzie canarinhos ostrzeliwali systematycznie bramkę Tima Howarda, ale amerykański bramkarz Evertonu spisywał się bez zarzutu. W pierwszej połowie obronił pięć bardzo groźnych strzałów.
Jego koledzy rozbijali jednak większość ataków, a po zdobyciu piłki organizowali swoje. To, co udało im się w 27. minucie, przypominało akcję Manchesteru Utd. z półfinału Ligi Mistrzów. Wzorowa kontra, wymiana podań między Clintem Dempseyem a Landonem Donovanem i strzał najlepszego od lat piłkarza USA przyniósł jego drużynie prowadzenie 2:0.
W przerwie w szatni Brazylii musiało dojść do awantury, bo już w 46. minucie Luis Fabiano strzelił pierwszą bramkę. Od tej pory Amerykanie przestali nadążać za szybszymi i lepszymi technicznie przeciwnikami. Jeszcze w 60. minucie mieli szczęście: sędzia nie zauważył, że po strzale Kaki głową Howard wybił piłkę z bramki. Po kolejnych, coraz intensywniejszych atakach wątpliwości już nie było. Najpierw, po akcji Kaki Robinho trafił w poprzeczkę, ale Luis Fabiano skutecznie dobił. Wreszcie, pięć minut przed końcem, po rzucie rożnym, Lucio strzelił zwycięską bramkę. Brazylia zasłużenie wygrała, Amerykanie zrobili bardzo dobre wrażenie.
W meczu o trzecie miejsce Hiszpania pokonała RPA dopiero po dogrywce.
[ramka][b]Finał [/b]