Polacy grają 5 września z Irlandią Północną w Chorzowie i 9 września ze Słowenią w Mariborze. Grecy w tych samych dniach spotykają się ze Szwajcarią w Bazylei i z Mołdawią, też na wyjeździe. Grecja prowadzi w drugiej grupie eliminacyjnej, mając tyle samo punktów co Szwajcaria. Mecz w Bazylei jest więc dla obydwu reprezentacji wyjątkowo ważny.
Grecja znajduje się w „złotym wieku” swojego futbolu. O ile jeszcze kilkadziesiąt czy kilkanaście lat temu jej udział w ważnym turnieju należał do wyjątków (mundial w roku 1994, mistrzostwa Europy w 1980), o tyle lata ostatnie przynoszą sukcesy reprezentacji, a najlepsze greckie kluby – Panathinaikos, Olympiakos czy AEK – grające systematycznie w nieosiągalnej dla Polaków Lidze Mistrzów lub o Puchar UEFA, stały się cenionym miejscem pracy nawet dla bardzo znanych piłkarzy.
Przełomowym momentem stało się zatrudnienie w roku 2001 w roli trenera Niemca Otto Rehhagela. Piłkarze greccy cieszyli się zawsze opinią świetnych techników, którzy jednak nie potrafią wykorzystać swoich umiejętności, bo temperament przeszkadza im w przyswojeniu zasad taktyki. Próby z trenerami zagranicznymi się nie powiodły. Na początku lat 70. nie udało się słynnemu Irlandczykowi Billy Binghamowi, a pod koniec wieku twórcy sukcesów reprezentacji Rumunii Anghelowi Iordanescu. Sukces Rehhagela polegał nie tylko na wprowadzeniu żelaznej dyscypliny w dobrym niemieckim stylu, ale i egzekwowaniu od piłkarzy wszystkich założeń przez 90 minut.
Mało kto wierzył, że odniesie sukces, mimo że rozpoczął pracę imponująco, od zwycięstwa w meczu eliminacyjnym do mistrzostw świata z Finlandią 5:1 i remisu 2:2 z Anglią w Manchesterze. Ale na odrobienie strat było już za późno. Rehhagel zyskał za to czas na przygotowanie drużyny do mistrzostw Europy w Portugalii, w roku 2004. Wygrał z nią eliminacje, pozostawiając za plecami m.in. Hiszpanię. Jednak w prognozach przed turniejem finałowym Grecy uznawali byli na ogół za drużynę, która obok Łotwy najszybciej odpadnie z rywalizacji.
Jak zawodne były to rachuby, wszyscy wiemy. Grecy dokonali rzeczy niebywałej. Rozpoczęli turniej od zwycięstwa nad gospodarzami, czyli Portugalią, i zakończyli pokonaniem jej w finale. Raz może się udać, dwa razy to już nie przypadek. Tym bardziej że w ćwierćfinale Grecja wygrała z obrońcą tytułu Francją, a w półfinale z Czechami po srebrnym golu w dogrywce. Już w czasie trwania turnieju mieliśmy świadomość, że Grecy nie tworzą wprawdzie żadnej nowej jakości, ale ich konsekwencja w wykonywaniu poleceń trenera, do tej pory w futbolu greckim nieznana, mogła stanowić przykład dla najlepszych.