Transferowe lato będzie miało dalszy ciąg w Lidze Mistrzów. Barcelona trafiła do jednej grupy z Interem, z którym wymieniła niedawno Samuela Eto’o na Zlatana Ibrahimovicia. Real zagra z Milanem, któremu zabrał Kakę, a oddał Klaasa Jana Huntelaara. Jose Mourinho, były asystent trenera w Barcelonie, już dwa razy przyjeżdżał na Camp Nou z Chelsea. Jesienią wróci tu z Eto’o, by pomścić rzeczywiste i urojone krzywdy.
Michel Platini przed losowaniem popatrzył dumnie na salę ze sceny Forum Grimaldich w Monako, jakby chciał powiedzieć: „Zobaczcie, wasz szef dotrzymuje słowa”. To będzie pierwsza Liga Mistrzów po nowemu: z sobotnim finałem (22 maja na Santiago Bernabeu), bardziej solidarna z piłkarskimi peryferiami Europy, i bardziej mistrzowska.
Po zmianie zasad eliminacji w rundzie grupowej (początek 15 września) zagra aż 18 mistrzów, najwięcej od dziesięciu lat. A tylu debiutantów nie wystąpiło w niej od premiery w 1992. Osiem klubów zagra między możnymi pierwszy raz. APOEL Nikozja, najbardziej polski klub w LM (grają w nim Kamil Kosowski, Marcin Żewłakow i Adrian Sikora), FC Zurych i Debreczyn dostały się przez eliminacje. Standard Liege, Unirea Urziceni, AZ Alkmaar, Rubin Kazań i VfL Wolfsburg – bez.
Ten lifting dobrze rozgrywkom zrobi. Nuda fazy grupowej bywała w ostatnich latach nie do zniesienia. Teraz pojawią się nowe historie do opowiedzenia, choć w przełamanie dominacji wielkich trudno wierzyć.
Najbardziej uwiera sumienia polskich piłkarzy grupa E. Z Lyonem, Liverpoolem i Fiorentiną zmierzy się w niej Debreczyn, który wyeliminował w drugiej rundzie eliminacji Levadię Tallin, a ta – wcześniej – Wisłę. Nawet jeśli Debreczyn nie zdobędzie żadnego punktu (za zwycięstwo należy się 800 tys. euro, za remis 400 tys.), na samym awansie zarobił co najmniej 7 mln euro. UEFA liczy, że ze sprzedaży praw komercyjnych do LM wpłynie do jej skarbca miliard euro.