Korespondencja z Murcji
– Tylko mecze z silnymi przeciwnikami mają sens, tylko w takich grach można się czegoś nauczyć. Możemy przegrać, ale porażka dziś może oznaczać sukces jutro – mówił Franciszek Smuda przed meczem. I ma, czego chciał.
Niektórzy hiszpańscy dziennikarze byli zaskoczeni, że Polski nie prowadzi już Leo Beenhakker. Żadnego piłkarza nie znali. Stadion ryczał jak Śląski w najlepszych czasach. Dariusz Dudka przypominał, że Xavi ostatni raz stracił piłkę, kiedy miał osiem lat i mamusia zawołała go na obiad. A grać trzeba.
Polacy przyjęli wariant ofensywny, z trzema napastnikami, bo taka jest filozofia Smudy. I słusznie. Cokolwiek by się zrobiło i jak ustawiło drużynę, kiedy gra się z Hiszpanią, nie może być bezpiecznie.
Przez prawie kwadrans Polacy starali się utrzymywać piłkę w środku boiska, ale w praktyce to piłkę mieli zazwyczaj Hiszpanie, a polski zespół im w miarę skutecznie przeszkadzał. Dariusz Dudka nawet strzelał, a Robert Lewandowski zmusił do wysiłku Carlesa Puyola, ale coś nieuchronnego wisiało w powietrzu.