Chociaż poprzednią rundę Wisła, jako jedyny z polskich klubów, przeszła z przytupem, teraz woli dmuchać na zimne. Karabach Agdam to trzeci klub Azerbejdżanu, który po ostatnie mistrzostwo sięgnął w 1997 roku. Po wielkich kłopotach, jakie Lech Poznań miał z Interem Baku, drużyn z tego kraju nikt już nie lekceważy.
Dla Karabachu Wisła jest już trzecim rywalem, bo zaczął od pierwszej rundy kwalifikacyjnej. Najpierw wyeliminował macedoński FK Metalurg, później Portadown z Irlandii Północnej – nie przegrywając żadnego z czterech spotkań. Na mecz w Krakowie z Azerbejdżanu przyleci tylko jedna osoba o znanym nazwisku – Niemiec Berti Vogts, selekcjoner tamtejszej reprezentacji. Wśród piłkarzy nie ma gwiazd.
Niestety Wisła może zagrać poważnie osłabiona w obronie – Arkadiusz Głowacki odszedł do Trabzonsporu, Marcelo do PSV Eindhoven, Cleber jest kontuzjowany. Trener Henryk Kasperczak będzie musiał postawić na Mateusza Kowalskiego i Gordana Bunozę lub zmienić pozycję jednego z bocznych obrońców. Nadzieja w tym, że w głowach piłkarzy Wisły hasło: „Levadia”, czyli kompromitująca porażka sprzed roku, jest jeszcze świeże.
Na najbardziej znanego rywala ze wszystkich polskich drużyn trafił Ruch Chorzów, który zmierzy się z Austrią Wiedeń. Austria nie jest już tak silnym klubem, jak jeszcze kilka lat temu, gdy dwa razy eliminowała z pucharów Legię Warszawa, ale pozostaje faworytem, choć do Chorzowa mają nie przyjechać Julian Baumgartlinger, Marko Stanković, Milenko Acimović.
Ruch do III rundy awansował po zawstydzających wynikach 1:1 i 0:0 z maltańską Valettą FC. Austria wyeliminowała NK Siroki Brijeg (Bośnia). – Naszego rywala każdy zna, poprzeczka wisi bardzo wysoko – mówił wczoraj trener Waldemar Fornalik.