Z Ukrainą Polacy grali w Łodzi w sobotę. Następnego dnia już trenowali na stadionie Wisły. Wczoraj był kolejny trening i bóle głowy Franciszka Smudy, jak wszystko poskładać, żebyśmy mieli więcej satysfakcji.
W porównaniu ze spotkaniem w Łodzi na pewno nie zobaczymy Tomasza Bandrowskiego. Pomocnik Lecha rozegrał dobry mecz, miał szansę na wyrobienie sobie w kadrze mocniejszej pozycji, ale przeszkodziła mu w tym kontuzja stawu skokowego. Już go na zgrupowaniu nie ma. Leczy się w Poznaniu, żeby zdążyć na mecz Lecha z Juventusem 16 września. Na miejsce Bandrowskiego trener nie powołał żadnego nowego piłkarza.
Nie ma też Artura Sobiecha. Na prośbę trenera Andrzeja Zamilskiego napastnik Polonii został zwolniony, żeby wzmocnić reprezentację do lat 21, w jej ostatnim meczu eliminacyjnym do mistrzostw Europy. Szanse w eliminacjach pogrzebaliśmy już dawno, ale spotykamy się w Grodzisku z Hiszpanią. Gra z takim przeciwnikiem to dla Sobiecha większa korzyść niż wygrzewanie ławki w Krakowie, na co raczej się zanosiło.
– Jeśli powołuję kadrę na dwa mecze, to chciałbym zobaczyć w akcji każdego zawodnika – mówi Smuda. – Nie po to, by dać każdemu satysfakcję, ale przede wszystkim po to, aby sprawdzić jego przydatność. Ale przecież nie przemebluję nagle całej drużyny tylko dlatego, żeby każdemu sprawić przyjemność. Budować trzeba z głową, to musi mieć ręce i nogi.
Artur Boruc, który zagrał bardzo dobrze przeciw Ukrainie, tym razem prawdopodobnie będzie rezerwowym. Tym jednym meczem Boruc przekonał i trenera, i kibiców, że ze wszystkich polskich bramkarzy próbowanych do tej pory on najbardziej zasługuje na koszulkę z numerem 1. Warunkiem stałej obecności w bramce reprezentacji jest jednak gra, a nie siedzenie na ławce w Fiorentinie.