Drużyna Franciszka Smudy w niecały rok straciła 26 goli. Problemem nie jest brak zgrania, ale – umiejętności. Z każdym kolejnym meczem gra w defensywie jest gorsza, a na środku obrony straszy wielka dziura. W 14 spotkaniach pod ręką Smudy zagrało siedmiu stoperów. Michał Żewłakow wystąpił we wszystkich, poza turniejem w Tajlandii oraz meczem z Serbią, gdy leczył kontuzję. Bramki udało się nie stracić tylko z Kanadą, Finlandią i Bułgarią. – To, czy Michał wytrzyma do Euro, zależy tylko od niego – mówi Smuda. Ciszej dodaje, że szanse na to są raczej niewielkie.
Siedem razy na środku obrony próbowany był Kamil Glik, Maciej Sadlok wystąpił pięć razy. Po jednym występie mają Dariusz Pietrasiak i Adam Kokoszka, po trzy – Tomasz Jodłowiec i Grzegorz Wojtkowiak. Ten drugi przez Smudę na razie traktowany jest chyba – obok Żewłakowa – najpoważniej, ale brakuje mu zdrowia.
Trener zarzekał się kiedyś, że nie będzie powoływał piłkarzy bez polskich korzeni. Teraz zerka coraz śmielej na obcokrajowców, którym FIFA pozwoliłaby zagrać w jego drużynie. W maju 2008 r. zmieniono przepisy – teraz zawodnik, który przyjmuje nowe obywatelstwo, musi pięć lat mieszkać w kraju, którego barwy chce reprezentować (chodzi o piłkarza, który nie ma z tym krajem więzów rodzinnych).
Manuel Arboleda polski paszport ma dostać w grudniu, w Polsce mieszka od początku 2006 roku. Należy do ulubionych piłkarzy Smudy, który prowadził go w Zagłębiu i Lechu. Trener nie zdecydował jeszcze, czy wyśle do niego powołanie.
Prezydent Kielc Wojciech Lubawski podsunął Smudzie pomysł z powołaniem Hernaniego z Korony. Brazylijczyk gra w Polsce od 2004 roku, czeka na nasz paszport. – To jest piłkarz, który swoją przyszłość chce związać z naszym krajem. Ma żonę Polkę – tłumaczy trener.