Lech przegrał 1:3 z Manchesterem

Lech Poznań przegrał na wyjeździe z Manchesterem City 1:3. Wstydu nie było, niespodzianki także

Publikacja: 22.10.2010 03:35

Lech przegrał 1:3 z Manchesterem

Foto: AFP

Dwadzieścia minut przed końcem meczu po zamieszaniu w polu karnym Manchesteru piłka trafiła pod nogi Joela Tshibamby. Strzelił źle, za szybko, nad poprzeczką. Lech w tym momencie przegrywał 1:2 i od kilkunastu minut był lepszą drużyną. To miał być moment przełomowy.

Gdyby Tshibamba pokonał Johna Harta, Lech mógł przywieźć z Manchesteru punkt. Po chwili Emmanuel Adebayor dostał jednak idealne podanie od Davida Silvy, gospodarze prowadzili już 3:1, skończyła się prawdziwa gra, a zaczęła zabawa.

Wczoraj punkt dla Lecha był szczytem marzeń i gdyby udało się je zrealizować, nie miałoby to nic wspólnego ze sprawiedliwością. Mistrzowie Polski zostali Doktorem Jekyllem z polskiej ligi przez całą pierwszą połowę, a w groźnego Mr Hyde’a zamienili się tylko na kwadrans w drugiej części. Nie stać ich było na nieobliczalność, mieli z Manchesterem przegrać, bo obie drużyny niemal w każdej kategorii dzieli przepaść. Wydawało się, że piłkarze Jacka Zielińskiego z takim przekonaniem ten mecz rozpoczęli.

Trener Lecha zapowiadał zresztą, że w meczu z Manchesterem nikt nie wymaga od nich zwycięstwa, a w najbliższym spotkaniu ligowym z Górnikiem Zabrze już jak najbardziej. Zieliński zostawił na ławce dwóch kluczowych zawodników – Artjomsa Rudnevsa i Semira Stilicia, oszczędzając ich na ekstraklasę, gdzie mistrzowie Polski są na trzecim miejscu od końca. To trochę błędne koło – walczyć o europejskie puchary przez cały rok, a później oszczędzać najlepszych, by znowu zająć w lidze miejsce gwarantujące bilety do Europy na następny sezon.

Argentyński as Manchesteru Carlos Tevez na jednej z trybun stadionu ma swój kącik – „zatańcz z Carlosem”. Wycięty z tektury, ciesząc się po jednym z goli, zaprasza do zdjęcia na tle trybun. Prawdziwy Carlos wczoraj na boisku nie tańczył, pod koniec pierwszej połowy zaczął się rozgrzewać, za bardzo nie wiadomo po co, bo City wyglądało właśnie jak bokser wagi ciężkiej walczący z kimś, kto pomylił ring.

Przed przerwą w Lechu trudno było rozpoznać drużynę z meczu w Turynie czy z Salzburgiem. W piłkę grał tylko Sławomir Peszko. Próbował za trzech, dotrzymywał tempa przeciwnikom, ale to okazało się i tak za mało.

W 13. minucie Adebayor strzelił pierwszego gola, łatwo mijając Bartosza Bosackiego. W 25. napastnik z Togo pokonał Jasmina Buricia strzałem głową, Manuel Arboleda nie zdążył mu przeszkodzić.

Gol dla Lecha padł pięć minut po przerwie. Peszko minął dwóch rywali, wbiegł w pole karne, gdzie chyba nieprzepisowo zatrzymywał go Lescott. Piłka trafiła jednak do Luisa Henriqueza, później do Tshibamby i było 1:2. Zieliński wprowadził na boisko Rudnevsa i Stilicia, a kibice przecierali oczy ze zdumienia. Lech był wreszcie groźny, uwierzył w siebie. – Mogłem wyrównać, ale piłka leciała zbyt szybko, by dobrze w nią trafić – o zmarnowanej sytuacji na wyrównanie opowiadał pod szatnią Tshibamba.

Lecha z trybun dopingowało 6 tysięcy kibiców, z Poznania przyjechała tylko jedna trzecia, reszta to Polacy mieszkający w Anglii, którzy przyszli zobaczyć polską drużynę. Usiedli na trybunie nad napisem: „Manchester ci dziękuje, szejku Mansour”. Szejka, który swoimi milionami wprowadza City na inną orbitę, na stadionie nie było. Lech nie był dla niego magnesem.

[ramka][srodtytul]Grupa a[/srodtytul]

Manchester City – Lech Poznań 3:1 (2:0)

[b]Bramki:[/b] dla Manchesteru

– E. Adebayor trzy (13, 25, 73); dla Lecha – J. Tshibamba (50).

[b]Żółta kartka:[/b] B. Bosacki (Lech). Sędziował Alexandru Dan Tudor (Rumunia). Widzów ok. 35 000.

[b]Manchester:[/b] Hart – Richards, Lescott, Zabaleta (85. Bridge), Boyata – Vieira, Wright-Phillips (77. Jo), David Silva (74. Yaya Toure), De Jong, Johnson – Adebayor

[b]Lech:[/b] Burić - Kikut, Arboleda (69. Djurdjević), Bosacki, Luis Henriquez - Peszko, Drygas (55. Stilić), Kriwiec, Injac, Wilk (55. Rudnevs) – Tshibamba.

FC Salzburg

– Juventus Turyn 1:1 (1:0)

Bramki: dla Salzburga – D. Svento (36); dla Juventusu – M. Krasic (47).

1. Manchester 3 7 6-2

2. Lech 3 4 6-6

3. Juventus 3 3 5-5

4. Salzburg 3 1 1-5

Następne mecze – 4 listopada

(godz. 19): Juventus – FC Salzburg, Lech – Manchester City.[/ramka]

[ramka][b]Jacek Zieliński, Trener Lecha[/b]

Przegraliśmy z zespołem, który bardzo dobrze gra w piłkę. To była pożyteczna lekcja futbolu. Zamierzenia i plany mogły być różne, mówiło się coś o niespodziance, jednak życie wszystko zweryfikowało. Manchester to rozpędzona drużyna, co było widać szczególnie w pierwszej połowie. Po strzeleniu gola przez chwilę wydawało się, że łapiemy kontakt z przeciwnikiem, ale Joel Tshibamba nie wykorzystał doskonałej okazji, odsłoniliśmy się i naraziliśmy na kontrataki. Po jednym z nich Emmanuel Adebayor strzelił gola i było po meczu. Taka jest różnica pomiędzy polskim i angielskim futbolem.Zostawiłem Artjomsa Rudnevsa i Semira Stilicia na ławce, bo chciałem dać zagrać tym, którzy rzadziej dostają szansę.

[b]Roberto Mancini trener Manchesteru City[/b]

Jestem zadowolony z tego meczu, bo wygraliśmy. Dzięki temu zostaliśmy liderami grupy, a było to dla nas bardzo ważne. Występ Emmanuela Adebayora oceniam jako wyśmienity. To, że strzelił trzy gole, ma taką samą wagę zarówno dla drużyny, jak i dla niego samego, myślę, że potrzebował tych bramek. Oglądałem Lecha Poznań w czterech, pięciu ostatnich meczach i wiedziałem, że to bardzo dobra drużyna. W pierwszej połowie osiągnęliśmy jednak dużą przewagę, strzeliliśmy dwa gole i było już spokojnie. 20 minut drugiej części było dla mnie trochę nerwowe, bo rywale złapali swój rytm i widać było, że bardzo zależy im na wyrównaniu. Na szczęście świetną akcję przeprowadził David Silva i Adebayor zakończył mecz.

[i]—not. koło[/i][/ramka]

[i]Michał Kołodziejczyk z Manchesteru[/i]

Dwadzieścia minut przed końcem meczu po zamieszaniu w polu karnym Manchesteru piłka trafiła pod nogi Joela Tshibamby. Strzelił źle, za szybko, nad poprzeczką. Lech w tym momencie przegrywał 1:2 i od kilkunastu minut był lepszą drużyną. To miał być moment przełomowy.

Gdyby Tshibamba pokonał Johna Harta, Lech mógł przywieźć z Manchesteru punkt. Po chwili Emmanuel Adebayor dostał jednak idealne podanie od Davida Silvy, gospodarze prowadzili już 3:1, skończyła się prawdziwa gra, a zaczęła zabawa.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum
Piłka nożna
Zamieszanie wokół finału Pucharu Króla. Dlaczego Real Madryt groził bojkotem?
Piłka nożna
Będzie nowy trener Legii? Pojawia się coraz więcej nazwisk
Piłka nożna
W sobotę Barcelona - Real o Puchar Króla. Katalończyków zainspirować ma Michael Jordan