Franciszek Smuda mówił, że jego reprezentacja będzie grała tylko z silnymi przeciwnikami i że woli nawet bolesne lekcje niż walkę z kelnerami. Zmienił zdanie. W drużynie Mołdawii nie ma co prawda kelnerów, ale to nawet nie jest druga liga europejska.
Selekcjoner do Portugalii zabrał tylko 15 piłkarzy, w tym dwóch bramkarzy. Jego ostra reakcja i skreślenie ze składu kadrowiczów z Polonii Warszawa rozpętały nową burzę.
Dziwne, że na mniej niż 500 dni przed mistrzostwami Europy selekcjoner unosi się honorem i rezygnuje z przyjrzenia się czterem zawodnikom, którym do kadry na Euro było blisko. Wbrew pozorom w drużynie, która w niedzielę w Vila Real de Santo Antonio zagra z Mołdawią, wcale nie ma tak mało kandydatów do pierwszej reprezentacji. Grzegorz Wojtkowiak i Tomasz Bandrowski regularnie dostają powołania, Dawidowi Nowakowi w karierze reprezentacyjnej przeszkodziły tylko kontuzje. Jakub Rzeźniczak pod koniec ery Leo Beenhakkera był numerem dwa na prawą obronę, Ariel Borysiuk zadebiutował w meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej.
Teraz szansę debiutu dostanie tylko dwóch piłkarzy: Michał Kucharczyk – jesienią najlepszy napastnik Legii, i Sebastian Małkowski – anonimowy bramkarz Lechii . Najbardziej doświadczonym kadrowiczem jest Wojtkowiak, który wystąpił w dziesięciu meczach.
Smuda motywuje swoich piłkarzy artykułami w polskich gazetach, gdzie nazywani są „kadrą B”. Chce, by udowodnili, że taki podział nie ma sensu. – Trzeba pokazać, że nam się udaje – to najczęściej powtarzane hasło na boisku w Quinta do Lago. Powtarzane piłkarzom, bo z dziennikarzami trener nie rozmawia. Przemiana, jaka w nim zaszła, od kiedy został selekcjonerem, jest szokująca. Im bliżej Euro, tym bardziej się izoluje.