To był podobno ostatni mecz reprezentacji Polski przed mistrzostwami Europy rozgrywany w takich okolicznościach.
Nie będzie już dalekich wyjazdów, nasza kadra nie będzie grać w rezerwowym składzie przed 150 kibicami na prowincjonalnych stadionach na końcu Europy. Za rok w lutym, w terminie FIFA, zagramy w Polsce.
Franciszek Smuda zabrał do Portugalii na trzy dni treningów najlepszych zawodników z polskiej ligi. Wyłączając piłkarzy Polonii Warszawa, z których zrezygnował, gdy się dowiedział, jak późno chcą dołączyć do drużyny – nikogo ważnego nie pominął.
Niestety „krajowy skład”, to znaczy coraz mniej. Nie ma już braci Brożków, Kamila Grosickiego, Arkadiusza Głowackiego czy Roberta Lewandowskiego. Co pół roku odchodzi kolejna gwiazdka.
Spośród piłkarzy, którzy zagrali z Mołdawią, żaden nie strzelił gola w kadrze, kapitanem został Grzegorz Wojtkowiak, który w reprezentacji rozegrał dziesięć spotkań, a na ławce rezerwowych usiadło tylko dwóch zawodników z pola. Smuda igrał z ogniem. Gdyby przegrał z Mołdawią, na pewno awantura z Polonią Warszawa długo odbijałaby mu się czkawką.